Sąd nie uwierzył Gruzinowi, który twierdził, nie działał w obronie koniecznej po tym, jak został zaatakowany przez Polaków za "zły akcent".
To miała być spokojna noc
Ofiary i sprawca witały nowy 2015 rok w tym samym lokalu w Bukowinie Tatrzańskiej. Artur S. i Jakub K. byli tam z grupą ośmiu znajomych. Beka B. - z żoną i przyjaciółmi. Przed północą doszło do awantury.
Według żony Beki B., grupa Polaków zaczęła ich zaczepiać, bo nie podobał im się wschodnio brzmiący akcent. - Od samego początku do nas się przyczepiano, zwracano nam uwagę, jaką mamy narodowość. Bronił się jak mógł. Oni nie chcieli odpuścić. Byłam pewna, że zostaniemy zlinczowani - mówiła reporterowi UWAGI! kilka dni po zdarzeniu.
Awantura przeniosła się na ulicę
Gdy Beka B. z żoną i znajomymi wyszli z restauracji, Polacy podążyli za nimi. Wtedy doszło do kłótni i bójki. Według prokuratury Gruzin zaatakował nożem Artura S. i jego o rok młodszego kolegę. Dla Artura S. ciosy okazały się śmiertelne.
Po zatrzymaniu Beka B. złożył obszerne wyjaśnienia. Obrona wnioskowała o uniewinnienie Gruzina twierdząc, że było to działanie w obronie własnej. Prokurator zażądał dla oskarżonego 15 lat więzienia.
Będzie apelacja
Zdaniem sądu Beka B. w sposób przemyślany zaatakował Polaków i doprowadził do śmierci jednego z nich i obrażeń drugiego. Sąd skazał Bekę B. na 15 lat, czyli tyle, ile żądał prokurator. Sąd obalił też zeznania Gruzina, według którego miał on odebrać nóż jednemu z Polaków. Wyrok nie jest prawomocny, a obrońcy Beki B. zapowiedzieli apelację.