Zabili, bo byli bezkarni? "Strach było wyjść wieczorem"

TVN UWAGA! 4422180
TVN UWAGA! 239074
Amatorzy tanich trunków terroryzowali sąsiadów. Nękani twierdzą, że informowali policję i straż miejską o tym, że są zastraszani przez dwóch braci, ale nic się nie zmieniało. Służby miały przyjeżdżać na miejsce i odjeżdżać, nie karząc pijanych. W końcu wydarzyła się tragedia.

Kilka dni temu mieszkańcy Jadwisina przysłali do redakcji Uwagi maila w którym napisali, że od miesięcy obawiają się o swoje życie. Wszystko przez dwóch braci, którzy groźbami wymuszali pieniądze i terroryzowali przechodniów. Zdaniem mieszkańców, mimo licznych zgłoszeń nie było właściwej reakcji ani ze strony policji ani straży miejskiej. Według nich to właśnie przez zbyt pobłażliwe traktowanie przez organy ścigania, mężczyźni mogli zabić jednego z sąsiadów.

Zatrzymani bracia

- Są wersje, że miał szczękę złamaną, są wersje, że miał głowę rozbitą, że jest pocięty. Ja jeszcze mam taką nadzieję, że nie jest tak źle. Nie widziałam go, ale mam nadzieję, że może łobuzy tak nie zrobiły - mówi Jadwiga Kasińska, matka zabitego Daniela Kasińskiego. Zatrzymani zostali bracia Tomasz i Paweł T., o których pisali do nas mieszkańcy Jadwisina. Śledczy podejrzewają, że to właśnie oni zamordowali syna pana Jadwigi.

Według ojca mężczyzn bracia przed zabójstwem zachowywali się "normalnie". Zaprzecza też, jakoby mężczyźni go bili. - Walnąłem w słupek przy furtce - tak mężczyzna tłumaczy rany na twarzy. Jak twierdzi, nikt z policji wcześniej z jego synami nie rozmawiał. Jak się jednak okazuje, mieszkańcy Jadwisina bali się dwóch mężczyzn.

- Strach było wyjść wieczorem - mówi mieszkający w okolicy Antoni Piórkowski.

"Nie można było z nimi wytrzymać"

Matka zabitego mężczyzny opowiada tymczasem, jak wyglądał ostatni wieczór, kiedy widziała syna żywego. - Przyszedł do domu i mówi: "mamcia, ja idę" - wspomina Jadwiga Kasińska i dodaje, że była zdziwiona, bo syn nie miał w zwyczaju wychodzić. Dowiedziała się, że pan Daniel idzie do kolegi. Gdy jednak późno wieczorem, a potem nad ranem wciąż nie było go w domu, zaczęła się niepokoić. - To było niepodobne do niego - mówi. Po godz. 6 rano usłyszała radiowóz na sygnale i postanowiła sprawdzić, co się stało. - Zadzwoniłam na komendę do Serocka. Powiedziano mi, że w bloku na ulicy Szaniawskiego leży człowiek z rozbitą głową. No to już struchlałam, już wiedziałam, że coś się stało - wspomina i dodaje, że od razu pobiegła na miejsce. - Właśnie ten morderca szedł i mnie okłamał. Powiedział, że mój syn nie żyje, że leży na drugim piętrze na klatce i że ich napadli w domu - opowiada kobieta.

Bracia wraz z ojcem od lat przesiadywali przed blokiem i pili alkohol. Potwierdzają to zdjęcia zamieszczone 4 lata temu na jednej ze stron w internecie. Mieszkańcy twierdzą, że od dawna informowali służby, o tym, że bracia są agresywni i zaczepiają osoby odwiedzające pobliski sklep.

Potwierdza to Jakub Janik z "Gazety Powiatowej". - Z tego, co rozmawialiśmy z ludźmi, pisali też do naszej redakcji, to była przede wszystkim agresja. Oni grozili pobiciem, popychali, stawali w wejściu. Chcieli w ten sposób przewagą fizyczną wymóc zakup tego piwa czy danie jakichś paru groszy na alkohol - mówi.

- Nie można było z nimi wytrzymać. Ludzi atakowali, jak nie chcieli im dać. Oni tylko siedzieli we trzech - tych dwóch i ten stary - i tylko "dawaj i dawaj" - twierdzi Antoni Piórkowski i dodaje, że mieszkańcy pisali na policję i straż miejską. - We trzech leżeli w tej furtce. Pijani. Dzwoniliśmy, żeby zainteresowali się tym. Jak policja przyjeżdżała, to się ich bała - opowiada. Według niego służby, które przyjeżdżały na miejsce, zaraz odjeżdżały. - A oni: "no i co nam zrobią?" - wspomina.

"Może trzeba było ostrzej"

Straż Miejska nie ma sobie nic do zarzucenia. Komendant twierdzi, że nic nie wie, o tym, że mieszkańcy zgłaszali strażnikom problemy z agresywnym zachowaniem braci K.

- Były podejmowane interwencje funkcjonariuszy straży miejskiej, ale z własnej inicjatywy, zaistniałe w wyniku patrolu, dotyczące spożywania alkoholu w okolicach sklepu, zakończone pouczeniem, oraz zaśmiecania w okolicach sklepu, również zakończone pouczeniem - mówi Adam Krzemiński, komendant Straży Miejskiej w Serocku. Czy jednak interwencje nie byłyby bardziej skuteczne, gdyby kończyły się ukaraniem sprawców?

- Kwestia karania, czy pouczania to indywidualny dobór środka prawnego przez funkcjonariuszy - mówi Adam Krzemiński i przyznaje, że mężczyzn spod sklepu "może trzeba było ostrzej" potraktować.

- Ja policji wielokrotnie mówiłam o żebraniu - wspomina też Jadwiga Kasińska. Według niej policja miała jednak twierdzić, że nikt z mieszkańców nie potwierdził, że był proszony o pieniądze. - Mówię: "ale ja wam mówię, bo ja naocznie to widziałam". I nic, bez echa - mówi.

"Interwencje były podejmowane"

Również policja twierdzi, że zrobiła wszystko, co mogła w tej sprawie. W ciągu ostatniego roku funkcjonariusze trzykrotnie reagowali na zgłoszenia mieszkańców.

- Wielokrotnie ci dwaj tymczasowo aresztowani byli karani mandatami za wykroczenia - twierdzi Emilia Kuligowska z Komendy Powiatowej Policji w Legionowie. Liczby mandatów jednak podać nie potrafi. - Nie prowadzimy takich statystyk, ile to było mandatów karnych, jednakże w rozmowach z policjantami ustaliłam, że było to wielokrotnie - mówi. Odpiera też zarzuty, jakoby policja nie przyjeżdżała na zgłoszenia mieszkańców albo po przyjeździe nie wychodzili z radiowozu. - Z naszych ustaleń wynika, że interwencje były podejmowane. Zawsze mieszkańcy będą mieli zastrzeżenia do pracy służb mundurowych - uważa i dodaje, że ze strony mieszkańców nie było skarg na nieprawidłowe działania policjantów.

Prokuratura zapewnia, że sprawdzi czy wszystkie służby reagowały właściwie na sygnały mieszkańców.

- Gdyby się to potwierdziło, że podejrzani zastraszali, grozili w jakiś sposób mieszkańcom tego bloku czy miejscowości, to zostaną im uzupełnione zarzuty jeszcze w tym zakresie - zapowiada Ireneusz Ważny, prokurator rejonowy w Legionowie. Jak twierdzi, możliwe jest, że prokurator będzie prowadził odrębne postępowanie w zakresie nieprawidłowych interwencji służb w Jadwisinie. - Z artykułu 231, czyli niedopełnienia obowiązków służbowych przez tych, którzy winni te obowiązki wykonać w prawidłowy sposób - mówi prokurator.

podziel się:

Pozostałe wiadomości