Zabita w przeddzień Wigilii

Pani Ludwika Sadowska w dzień przed Wigilią krzątała się po kuchni. Na wigilijnej kolacji miała się spotkać cała rodzina. Wyszła z domu tylko na chwilę, po kota. Już nie wróciła. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że 18-letni sąsiad zabił ją, bo potrzebował pieniędzy na dyskotekę.

68-letnia Ludwika Sadowska mieszkała z synami w bloku socjalnym. Dużo chorowała, miała problemy z chodzeniem. Prawie wcale nie wychodziła z domu. Co wieczór dokarmiała koty. Swojego zabójcę znała od dzieciństwa. Pani Ludwika nie wróciła wieczorem do domu. Syn emerytki był przekonany, że matka spędziła noc u jego brata. Dlatego też wszczął poszukiwania dopiero o poranku. Do poszukiwań starszej pani przyłączyli się też sąsiedzi. - Na polu leżały czarne, grube rajstopy. Dalej leżała matka. Głowę miała na studzience kanalizacyjnej, bez rajstop, spódnicy, w fartuchu - mówi Stanisław Sadowski, syn zamordowanej kobiety. - To zrobił nasz sąsiad. Bardzo dobrze go znam, od małego. Mama też. Połakomił się na kasę; mama nosiła portfel w rajstopach, pilnowała swoich pieniędzy. Nieraz mówiła, że nosi pieniądze w rajstopach – mówi Józef Kłosiński, syn, z którym mieszkała pani Ludwika. Przemysław S., 18-letni lokator domu, w momencie zatrzymania przez policję był pijany. Trafił do aresztu. Do tej pory nie był karany, nie sprawiał też problemów wychowawczych, uczył się w szkole zawodowej. Od dwóch lat mieszkał w internacie, a do domu przyjeżdżał na weekendy i święta. Po krótkim czasie Przemek przyznał się, że zamordował kobietę, a jej ciało ukrył kilkadziesiąt metrów od domu, w pobliskich zaroślach. Ukradł kobiecie około dwustu złotych, które dostała od syna na zakupy świąteczne. - Rozmawiałem z sąsiadem. Przeprosił mnie – mówi pan Józef. Mimo to, że chłopak przyznał się do zabójstwa jego siostra nie wierzy, że to zrobił. - Jest kochanym i wspaniałym bratem. Lubił piłkę nożną, zaręczył się z dziewczyną. Współczujemy tej rodzinie, ale wszyscy jesteśmy przekonani, że to nie nasz brat i koniec – mówi jedna z sióstr Przemka. Mama Przemka podobnie jak pozostali członkowie jego rodziny nie wierzy w winę syna. Twierdzi, że to wspaniały chłopak, niezdolny do zbrodni. - Cały czas będę walczyć, bo wiem, że to nie on. W ten wieczór moja teściowa dała Przemkowi szproty dla pani Sadowskiej. Poszedł je zanieść. On jej papierosy kupował, pomagał, nie mieliśmy z nią żadnych konfliktów – mówi mama Przemka. Pani Ludwika była w swoim domu lubiana i szanowana. Także oskarżony o zabójstwo chłopak miał tu bardzo dobrą opinię. - To spokojny, grzeczny chłopak. Nie wierzę, żeby to on zrobił – mówi sąsiad, Waldemar Lis. - Do tej pory nie zaszedł jej za skórę. Czasem pożyczył parę groszy. Jeszcze nie wiem, czy będę mu umiał wybaczyć – mówi Józef Kłosiński.

podziel się:

Pozostałe wiadomości