Zofia i Jan Ch. pobrali się 19 lat temu. Mieszkali w Ostrowie Lubelskim, mieli troje dzieci – 18-letniego Rafała, 17-letniego Bartka i 14-letnią Ewelinę. - Nie było między nimi żadnej miłości – mówi Stanisław Petryszak, brat Zofii Ch. – Tylko ona kochała go ślepą miłością, chciała utrzymać małżeństwo. A on znęcał się nad nią. Jak dzieci spały, w nocy. Dla innych był dobry, tylko swoich gnębił. O rodzinnym dramacie Zofii Ch. wiedzieli wszyscy - najbliższa rodzina, sąsiedzi, a także policja. W 2006 r. policja w Lubartowie prowadziła postępowanie w sprawie o znęcanie się psychiczne i fizyczne męża nad rodziną, sprawę skierowano do sądu. Sąd umorzył sprawę, bo małżonkowie kilka miesięcy później rozwiedli się. Opiekę nad dziećmi podzielono między rodziców. Zofia zamieszkała z dwójką młodszych dzieci, natomiast najstarszy syn Rafał został z ojcem. Zofia Ch. wyprowadziła się od byłego męża, wynajęła mieszkanie i zaczęła budować swoje życie na nowo. Ale konflikt między byłymi małżonkami trwał nadal. Aż do dnia, kiedy Jan Ch. potrącił swoją byłą żonę samochodem, a potem ugodził ją nożem. Świadkiem zbrodni był 17-letni Bartek. Zofia Ch. Zmarła na miejscu zbrodni. Jana Ch. policja zatrzymała wkrótce, gdy próbował ukryć się w lesie. Teraz najstarszy syn mieszka sam, Ewelina przebywa tymczasowo u wujka, a Bartek, który był świadkiem zabójstwa matki trafił do pogotowia opiekuńczego. - Nie dam rady ich wychować, nie mam doświadczenia, jestem kawalerem – mówi Stanisław Petryszak, brat Zofii Ch. – Mogę dać im jeść, mogę dać miejsce do spania. Ale dzieci potrzebują więcej. Jan Ch. nie przyznał się do winy, zasłaniając się niepamięcią, ale prokuratura postawiła mu zarzut zabójstwa byłej żony na podstawie zeznań świadków. Grozi mu za to kara nawet dożywotniego pozbawienia wolności. Motywem zbrodni był prawdopodobnie nakaz komorniczy, który mężczyzna dostał, bo nie płacił alimentów na dzieci. Teraz o losie 17-letniego Bartka i 14-letniej Eweliny zadecyduje sąd, który już wydał tymczasowe postanowienie o umieszczeniu ich w pogotowiu opiekuńczym.