Zabił, bo musiał się bronić

Radny Dariusz Maciejewski działając w obronie koniecznej zabił napastnika. Sąd go uniewinnił. Bandyci mu grożą. Mężczyzną drży ze strachu o siebie i swoją rodzinę.

- Bandyto, morderco, nie będziesz żył – takie słowa usłyszał Dariusz Maciejewski, gdy Sąd Okręgowy we Wrocławiu uznał, że działał w obronie koniecznej, strzelając do mężczyzn, którzy w 2001 r. napadli na jego bar. Zabił jednego z napastników, a innego ranił – zostanie kaleką do końca życia. Rodzice zabitego poprzysięgli mu zemstę. Dariusz Maciejewski jest znany i szanowany w Juszczynie, w którym mieszka. Mieszkańcy wybrali go nawet na radnego. Nie miał dotąd żadnych kłopotów z prawem. Miał za to kłopoty z przestępcami. Kilkanaście razy włamywano się do jego baru i sklepu. Feralnego dnia do baru przyjechało siedemnastu mężczyzn ze Środy Śląskiej. Mieli jakiś zatarg z barmanem, którego usiłowali wywlec na zewnątrz. Gdy im się to nie udało, zaczęli demolować bar. Zawiadomiono Maciejewskiego, który wyciągnął spod łóżka broń myśliwską i pospieszył na ratunek. Oddał trzy strzały. - Bronił swojego dobytku i nas – opowiada barman Paweł Piasecki. – Gdyby nie on, mogłoby nas już nie być. Nie wszyscy są tego zdania. Prokuratura skierowała przeciwko radnemu sprawę do sądu, a teraz zapowiada apelację. Rodzina poszkodowanych grozi zemstą. A co na to policja? Nikt nie ukrywa, że na pełną ochronę rodzina Maciejewskiego nie może liczyć. Co w przypadku, gdy znów dojdzie do napaści. – Musi do nas zadzwonić – radzi podinsp. Janusz Markiewicz z Komendy Powiatowej Policji w Środzie Śląskiej. – Pobraliśmy od sprawców odciski palców, w razie gdyby się coś stało, możemy ich zatrzymać – dodaje. Na policję radny nie może liczyć. – To, co mogę powiedzieć wszystkim ludziom: brońcie się, ale musicie się liczyć z gehenną procesu i zemstą. On sam ciągle spotyka się z groźbami, niedawno spalono mu 400 hektarów zboża. Nie może czuć się bezpieczny. Niewykluczone, że będzie musiał na stałe zamieszkać gdzie indziej.

podziel się:

Pozostałe wiadomości