- W poniedziałek, jakoś około siódmej rano, wjeżdżając do lasu zobaczyliśmy ślady samochodu osobowego. Później zobaczyliśmy postać chłopaka leżącego. Na boku miał położony telefon komórkowy. Żadnych śladów krwi i ran nie widzieliśmy. Miał kaptur wciągnięty na głowę i leżał w błocie – opowiada Bartłomiej Kubacki, pracownik leśny.
Marcin w grudniu skończyłby 16 lat. Uprawiał narciarstwo, piłkę nożną, był lubianym, wesołym chłopcem. Chciał zostać strażakiem, dorabiał też jako fiakier na Gubałówce.
10 sierpnia w podhalańskiej wsi Ząb odbywał się doroczny festyn straży pożarnej. Wieczorem przerodził się w huczną imprezę. Marcin przyszedł tu wraz ze starszym rodzeństwem. Jego rodzinny dom znajduje się kilkaset metrów dalej.
- Dzwoniłam do Marcinka jakoś w pół do drugiej, ale nie odbierał. Wtedy zadzwoniłam do siostry Marcina, Anety. Ona odebrała, powiedziała, że on się bardzo fajnie bawi, że wszystko jest w porządku i niedługo będą wracać. O 4:40 coś mnie obudziło, wstała. Około 5:00 już było widno więc wyszłam na pole, poszłam dookoła domu, ale go nie było. Wróciłam do domu i już nie mogłam zasnąć w ogóle – mówi Danuta Majerczyk, matka Marcina.
Dość szybko zatrzymano trzech podejrzanych o zbrodnię, lecz okazali się niewinni. Śledczy przez kilka tygodni bezskutecznie poszukiwali jakichkolwiek tropów.
- Wydawało się, że nie ma żadnego punktu zaczepienia, ale jednak te tropy, które sprawdzała specjalna grupa, którą powołał komendant wojewódzki, przyczyniły się najpierw do ustalenia samochodu, a następnie po tym samochodzie udało nam się dotrzeć do sprawcy. W wyniku przeszukania zebraliśmy ślady świadczące o tym, że mógł on mieć związek z tym zdarzeniem, a następnie w trakcie rozmów z policjantami i po przedstawieniu dowodów, jakimi dysponujemy, wtedy ten 22-letni mężczyzna w końcu przyznał się do popełnienia tej strasznej zbrodni – mówi Mariusz Ciarka, rzecznik KWP Kraków.
Jak się miało okazać, morderca nie miał żadnych motywów – poza chęcią dowiedzenia się – jak to jest zabić?
- Ten 22-letni mężczyzna po prostu zabrał tego 16-latka na stopa. Zabrał go do swojego samochodu oferując mu podwiezienie, z czego ten młody chłopak skorzystał. Kiedy jechali samochodem, nagle został on uderzony i następnie pozbawiony życia. Według lekarza medycyny sądowej zadano pięć ciosów w głowę – dodaje rzecznik KWP Kraków.
Zabójcą okazał się 22-letni Józef C., który mieszkał w sąsiedniej wsi, jednak w ogóle nie znał swojej ofiary. Co więcej, nikt z jego otoczenia nie miał pojęcia o tym, że coś planuje.
Józef tej samej nocy próbował podwieźć dwie inne osoby: jak nieoficjalnie wiemy – pierwszy mężczyzna wydał mu się zbyt sympatyczny. Z zabicia drugiego zrezygnował, bo przypuszczał, że nie da mu rady. Jak się okazało, Józef prowadził głęboko skrywane podwójne życie. Fascynowała go zbrodnia, interesował się seryjnymi mordercami.
- Józef był hydraulikiem i ta praca go bardzo cieszyła. Nie brakowało mu niczego. Zarabiał wystarczająco dużo, aby było mu dobrze. Trzymał się z daleka od jakichkolwiek konfliktów, zwłaszcza od bójek. Nigdy nie był agresywny, nie lubił się bić i zawsze trzymał się od tego z daleka. Czasem nawet nie chciał jechać na imprezę z powodu tego, że nie chciał się wdać w jakąś niepotrzebną bójkę. Po tym zdarzeniu, a zanim jeszcze został aresztowany, nie dał po sobie poznać, że mógłby mieć coś na sumieniu. Wszyscy się razem, z nim włącznie, zastanawialiśmy, jak to mogło się stać i kto mógł to zrobić – opowiadają znajomi oskarżonego o zabójstwo Marcina.
Prokuratura zamierza przebadać Józefa C. psychiatrycznie. Grozi mu nawet dożywocie.