Kłopoty w domu państwa K. zaczęły się w marcu, kiedy Robert odszedł od rodziny i zamieszkał ze swoimi rodzicami. Od tego czasu nachodził swoją żonę Agnieszkę i żądał oddania mu dzieci: trzyletniej Natalii i dwuletniej Nikoli. Padały groźby – również ze strony teścia. Nie tylko pod adresem rodziny - także sąsiadów. - Żyjesz z wyrokiem śmierci - dziadek uprowadzonych dziewczynek wydał własny wyrok na synową. Gdy zastraszenie kobiety nie powiodło się, na początku czerwca Robert zdecydował, że uprowadzi córki. Porwał je, gdy były z matką na spacerze. Nie poinformował żony o tym, gdzie przebywają dzieci. Zrozpaczona kobieta szukała córek wszędzie. Okazało się, że przebywają u teściów. - Zabiję każdego, kto tu wejdzie - w ten sposób Włodzimierz K. wymachując siekierą przywitał ze swojego balkonu grupę szturmową starającą się dostać do jego domu. K. odgrażał się, że rozprawi się z każdym: padały groźby nawet pod adresem sąsiadów. Antyterroryści, po obezwładnieniu agresywnego Włodzimierza K. i jego żony, odnaleźli dziewczynki i przekazali je w ręce matki. Jedna z dziewczynek wymaga intensywnej rehabilitacji.