Z hałdy w Himalaje

TVN UWAGA! 3641498
TVN UWAGA! 137393
Dziewięcioro nastolatków ze śląskich dzielnic biedy zdobyło Himalaje. Polecieli tam, by udowodnić sobie i innym, że choć zaliczani są do wykluczonych, bo biednych, to siłą charakteru, woli i talentem mogą zdziałać wiele, odmienić swoje życie i los.

- Jestem pełen podziwu dla nich za to, że mimo wielu trudności i szarości, w których żyją, oni mówią, że chcą inaczej. To mnie mocno porusza za każdym razem, kiedy z nimi rozmawiam – mówi Adrian Kowalski, Fundacja Pomocy Dzieciom „Ulica”. Fundacja „Ulica” i katowicka AWF zorganizowały akcję „Z hałdy w Himalaje”. W Himalaje wyjechało dziewięcioro nastolatków ze śląskich rodzin. Poleciały najbardziej zdeterminowane i ambitne oraz utalentowane nastolatki, które choć pochodzą z biednych dzielnic i rodzin, nie poddają się i chcą odmienić los swój oraz swoich rodzin. - Klaudiusz mieszkał z matką. I został na ulicy. Matkę zabrała policja do aresztu. Zadzwoniono do nas. Jak go zobaczyliśmy, to nam serce zmiękło i zdecydowaliśmy się go zabrać – wspomina Andrzej Maciejowski, opiekun Klaudiusza Bałasza. Klaudiusz Bałasz, uczestnik wyprawy, nie zna swojego biologicznego ojca. Jego matka, choć już jest na wolności, nadal ma ograniczone prawa rodzicielskie. Nie może wziąć do siebie syna. Klaudiusz już ósmy rok jest w rodzinie zastępczej. Jak sam przyznaje wiele się tu nauczył i rozwinął swoje różne talenty. - Ta rodzina wywodzi się z muzycznej rodziny. Zaciekawiło mnie pianino a później beatbox – mówi Klaudiusz Bałasz. - Najważniejszy dla mnie jest taniec. Nie umiem przestać. To będzie działo się do końca życia – mówi natomiast Adrian Brzeziński, kolejny uczestnik wyprawy. Adrian Brzeziński realizuje swoje pasje i marzenia dzięki rodzicom. Matka i ojciec wspierają go, choć trudno jest im związać koniec z końcem. Nie stać ich na własne mieszkanie. Pracują po kilkanaście godzin dziennie. Jednak nie skarżą się na swój los. - Wspierałam go od początku. Powiedziałam mu, że jak będzie trzeba, to pieniądze, które zarobię włożymy w treningi. Nie wiedziałam jak związać koniec z końcem. Przestawiałam zmiany w pracy, żeby on tylko wyjechał - wspomina Aneta Brzezińska, matka Adriana. Wyprawa była też czasem dokonywania się zmian w dzieciach. - Był z nami dzieciak z Nepalu, 12-letni przewodnik, któremu matka zginęła rok wcześniej. Więc on się bardzo emocjonalnie połączył z naszymi dziećmi. To był dzieciak, który w ogóle nie chodził do szkoły. Dzieci pytały go o rzeczy, które nie mieściły im się w głowie. On na przykład nigdy nie widział samochodu. Teraz one chcą dla niego zebrać 1 tysiąc dolarów, zrobić zbiórkę, żeby wysłać mu pieniądze na naukę języka angielskiego. Więc to jest taki moment transferu. Dzieci nie tylko wzięły, ale chcą też dawać, dzielą się tym w różnych miejscach. Oni na naszych oczach się przemieniali. Z dzieciaków stawali się dorosłymi ludźmi – mówi Adrian Kowalski, Fundacja Pomocy Dzieciom „Ulica”.

podziel się:

Pozostałe wiadomości