To przypadek 36-letniego Zbigniewa W., mieszkańca Aleksandrowa Kujawskiego. Pracował tam w urzędzie miasta, gdzie zajmował się sprawami mieszkaniowymi i oświetleniem ulicznym. W 2007 r. rada miasta rekomendowała go na stanowisko ławnika, orzekającego w sprawach rodzinnych, motywując swoje poparcie jego ”nieskazitelnym charakterem”. - Bardzo lubiany w pracy, koleżeński, dobrze wywiązywał się ze swoich obowiązków – mówi Andrzej Cieśla, burmistrz Aleksandrowa Kujawskiego. – Nic złego nie mogę o nim powiedzieć. Na podobnie dobrą opinię zasłużył sobie Zbigniew W. w przedszkolu, do którego chodził jego 5-letni syn. Został tam przewodniczącym rady rodziców. Znajdował sponsorów nagród na loterie, organizował przedszkolne festyny i ciągle pytał, jak jeszcze może pomóc. - Często przywoził swojego syna, wypytywał, jak się czuje w przedszkolu – mówi Dorota Jaworska, dyrektor przedszkola nr 1 w Aleksandrowie Kujawskim. – Widać było, że ma bardzo dobre relacje z dzieckiem. Są jednak w mieście i tacy, którzy poznali Zbigniewa W. od trochę innej strony. To towarzysze jego wieczornych imprez w miejscowym pubie. - Lubił imprezy – mówi znajoma Zbigniewa W. - Takie duże dziecko – tylko zabawa, kobiety i alkohol. W końcu w życiu Zbigniewa W. pojawiła się kobieta, którą polubił bardziej niż inne, nawet bardziej niż swoją żonę. W Ciechocinku poznał starszą od siebie o osiem lat bogatą kobietę z Piaseczna. Coraz częściej ją odwiedzał, spotykali się też w hotelach w uzdrowisku. Ale na romans brakowało mu pieniędzy. Skromna pensja urzędnika nawet powiększona o rentę inwalidzką to było w jego mniemaniu za mało, by zaimponować zamożnej ukochanej. Któregoś dnia przepisał z jej telefonu numer biznesmana z Andrychowa. Wkrótce ten ostatni zaczął odbierać groźnie brzmiące smsy: ”Zostało ci sześć dni. Żona się trochę dowie o tobie”. ”Od kogo mamy zacząć? Może od córki? Kasa jest?”. ”Każdy twój błąd będzie cię drogo kosztował. Zaczniemy od córki”. I żądania okupu – 200 tysięcy złotych. Biznesman zawiadomił policję i pod jej ochroną pojechał w kierunku Ciechocinka, gdzie miał przekazać okup. - Był tak ogarnięty obsesją tych pieniędzy, że przestał być ostrożny – mówi szantażowany biznesman z Andrychowa. – Podał swój numer rejestracyjny. Dla mnie zaczęło to wyglądać jak kabaret, tyle, że o dramatycznym przebiegu. Zbigniew W., kiedy zatrzymywali go policjanci, był kompletnie zaskoczony. W bagażniku jego auta znaleziono alkohol, słodycze i inne frykasy – zapasy na wspaniały wieczór z ukochaną. Wieczór spędził jednak w areszcie, a jeśli sąd skaże go za wymuszenie rozbójnicze, o które jest oskarżony, może spędzić jakiś czas w więzieniu. Maksymalna kara to całe 10 lat.