Brutalna zbrodnia
Do tragedii doszło na jednym z osiedli w Biłgoraju.
- Byliśmy na podwórku, gdy ktoś zaczął głośno krzyczeć. Wybiegliśmy na ulicę. Pan Jurek był cały we krwi, a ten młody z nożem nad nim stał. Obok była jego matka z telefonem przy uchu. Pan Jurek leżał i miał sztachetę w ręku i próbował jeszcze tego Daniela uderzać, ale był już tak pocięty, że słaniał się na nogach – opowiada sąsiadka.
Wycieńczona przebiegiem awantury matka napastnika przewróciła się na przydomowy trawnik.
- Wtedy on podszedł do niej z nożem i pochylił się. Ona zdążyła jeszcze zapytać: Synu, co ty robisz? Po czym wbił jej nóż prosto w serce – dodaje sąsiadka.
Kobieta zmarła na miejscu. Ojciec z ciężkimi obrażeniami trafił do szpitala. Na miejscu zdarzenia, do późna pracowali policjanci pod nadzorem prokuratorów.
- Nie wiemy, co kierowało sprawcą – mówi Artur Szykuła z Prokuratury Okręgowej w Zamościu i dodaje: Zaatakowani mieli rany kłute w okolicach klatki piersiowej oraz ramion i przedramion. Podejrzany w trakcie przesłuchania nie ustosunkował się do zarzucanych mu czynów.
Policja zabezpieczyła m.in. narzędzie, którym najprawdopodobniej zostało zaatakowane małżeństwo.
- Sprawca posługiwał się zwykłym nożem, takim, który jest w każdym gospodarstwie domowym – dodaje prokurator Szykuła.
Leczony psychiatrycznie
Z opis świadków wynika, że Daniel S. wpadł w szał, biegał po podwórku z nożem i krzyczał. Usłyszeli to sąsiedzi, którzy najpierw próbowali uspokoić 24-latka, a gdy ten również ich zaatakował, zaczęli się bronić łapiąc za sztachety i łopatę.
- Wykrzykiwał różne słowa: Hitler, szatan, k.. trzeba zaj…. Nie było z nim kontaktu, zachowywał się jak opętany – opowiada jeden ze świadków.
- Siły miał jak tur. Próbowali go powstrzymać, okładali sztachetą po głowie, a on nic, dalej atakował. Jak stał z tym nożem, to diabeł w nim był. Łopatą dostał i nic. Nie przewrócił się, ani drgnął – dodaje inny z sąsiadów.
24-letni Daniel przebywał od dłuższego czasu w szpitalu, wyszedł na przepustkę, którą miał otrzymać z okazji Dnia Matki na jej prośbę. Zamordowana przez syna Anna S. pracowała w tym szpitalu, jako pielęgniarka.
- Była zawsze oddana pacjentom, życzliwa. Zawsze była miła, uśmiechnięta. Ale może to był tylko pozór, kto wie, co działo się u niej w domu – mówi pani Halina.
Kobieta nie mówiła znajomym o swojej trudnej sytuacji z synem, która trwała od wielu lat. Daniel, przyznał się jej, że gdy miał dwanaście lat pierwszy raz spróbował dopalaczy. Dopóki mieszkał z rodzicami, wszystko było pod kontrolą, a chłopak skończył z dobrym wynikiem szkołę średnią.
- Tego syna to pamiętam, jak był mały. Ona zawsze z nimi była, wspaniała matka. To nie do uwierzenia, że takie coś mógł jej zrobić – dodaje pani Halina.
Dopalacze
Znajomi Daniela S. zauważyli jego stopniową przemianę.
- Jeszcze cztery lata temu miał bardzo dużo kolegów, ale ludzie się od niego stopniowo odsuwali. On jeszcze w szkole był zabawny, śmieszny. W 2015 wyjechał za granicę, wydaje się, że coś mogło się wtedy stać, bo miał tam być całe wakacje, a wrócił po trzech tygodniach. Po tym powrocie zaczęły widzieć rzeczy, których nie ma. Zachowywał się jak dziwak – mówi znajoma Daniela S.
Później Daniel S. kolejny raz opuścił Biłgoraj i wyjechał na studia. Najpierw do Warszawy, a później do Rzeszowa. Naukę przerwał po kilku semestrach.
- On ćpał, pił. Wiadomo, że narkotyki potrafią zmieniać ludzi – mówi koleżanka ze szkoły Daniela.
Okazało się, że Daniel od kilku lat korzystał z pomocy psychiatry. Powodem leczenia miało być nie tylko jego dziwne zachowanie, ale również to, że chłopak zaczął być agresywny dla swoich bliskich.
- Zimą, gdy jego ojciec był w kotłowni, stanął nad nim mówiąc: „Ch… zabiję cię”. Wielokrotnie pokazywał mi siniaki po atakach syna, ale go kryli cały czas. Ostrzegałam, że może dojść do tragedii - wspomina jeden z sąsiadów.
W ciągu ostatnich trzech lat Daniel na zmianę mieszkał w domu z rodzicami lub przebywał w szpitalach psychiatrycznych, na początku roku z jednego z nich uciekł i był poszukiwany w całym kraju. Znaleziono go i umieszczono w szpitalu, w którym pielęgniarką była pani Anna, jego matka.
- Krzyczał do ludzi, wyzywał ich i był agresywny. Wrócił w takim stanie do domu. Nie wiadomo, co tam zaszło, może po prostu wrócił z myślą, że to zrobi – świadek
Daniel S. nadal przebywa w areszcie, prawdopodobnie wkrótce trafi na obserwację psychiatryczną. Jego ojciec nadal przebywa w szpitalu, jego stan jest stabilny.