Ostatni skok
Jeszcze dwa lata temu Krystian był pełnym życia, aktywnym mężczyzną. Podczas zabawy w parku trampolin miał wypadek. Uderzył głową w matę, miażdżąc rdzeń kręgowy. Został prawie całkowicie sparaliżowany.
- Wciąż w to nie wierzę. Cały czas żyję nadzieją, że obudzę się z tego koszmaru. Bardzo tęsknię za tamtym Krystianem. Cały czas mam w myślach to, jaki był – wyznaje Beata Kiass-Jablońska, żona Krystiana.
Mężczyzna ze względu na swój stan zdrowia spędza kilka dni w tygodniu w klinice rehabilitacyjnej.
- Najgorsze jest to, że przez te dwa lata nie nauczyłem się nic. Ćwiczę, próbuję, ale nie ma efektu. Codziennie liczę na to, że będzie przełom. Poruszę ręką i pomyślę, że było warto. Wciąż jest bardzo źle. Jest coraz więcej momentów, w których się poddaje, nie widzę sensu w ćwiczeniach - przyznaje Krystian.
Przerwane szczęście
Przed wypadkiem Jablońscy byli szczęśliwym małżeństwem, wychowywali syna. Krystian pracował jako dekarz. Po wypadku, wszystkie, obowiązki spadły na panią Beatę.
- Zmieniłam się. Czuję, że jestem oschła, mniej wrażliwa. Każdy dzień jest taki sam. Funkcjonuję jak robot. Wiem, że muszę go ubrać, umyć, zawieźć. Staram się o tym nie mówić, nie chcę go tym obarczać. Duszę to w sobie, popłaczę czasem w samotności i na razie to wystarcza – wyznaje żona mężczyzny i dodaje: Ciężko powiedzieć, co czuję. Po prostu mam dość. Jestem zła na cały świat, że mnie to dotknęło. Wiem, że Krystian cierpi, ale ja też bardzo cierpię.
Krystian nie jest obojętny wobec cierpienia ukochanej żony.
- Widzę jej zmęczenie. Nie jest już taka, jak kiedyś. To dla mnie bardzo ciężkie, ale myślę o tym, żeby zostawić ich samych i iść do jakiegoś domu pomocy. Chciałbym dać im wolność. Z drugiej strony czuję, że bez nich chyba bym umarł – wyznaje.
Świadkiem dramatu Krystiana i Beaty jest ich syn 5-letni Kajtek.
- Najwięcej emocji wyzwala we mnie to, jak Kajtek cieszy się, że może się z kimś pobawić. Ja już nie mogę. Ta niemoc jest najgorsza – podkreśla Krystian i dodaje: Była taka chwila, że leżałem w łóżku i musiałem odkrztusić się. Przybiegł Kajtek i mówi: „Tato, ja ci pomogę”. Pomyślałem wtedy, że teraz jest małym dzieckiem, ale za dziesięć lat też będzie musiał to robić.
Nadzieja
Rehabilitacja Krystiana jest bardzo droga. Rodzina nie zawsze ma wystarczająco pieniędzy na tyle godzin ćwiczeń, ile zalecają rehabilitanci. Krystian chciałby wykorzystać każdą szansę. Ostatnio zaczął chodzić przy pomocy ezgoszkieletu, by pobudzać mięśnie.
- Dla mnie to uczucie jakbym latał, to niesamowite. Mógłbym to robić cały czas. Serce pcha do przodu - mówił po jednej z sesji rehabilitacji.
Krystian w przyszłości będzie potrzebował specjalnego wózka elektrycznego, sterowanego za pomocą ustnika. Bez takiego wózka będzie cały czas uwięziony w łóżku.
- Bardzo często myślę o śmierci. Szczególnie często nocami nachodzą mnie myśli, że jestem ciężarem, że ludzie cierpią przeze mnie – przyznaje.
Kilkanaście lat temu podobne załamanie przechodził Janusz Świtaj, który doznał urazu rdzenia kręgowego na skutek wypadku na motocyklu. Przykuty do łóżka, czując się ciężarem dla opiekujących się nim rodziców apelował w mediach, by odłączono go od respiratora.
Od tego czasu, jego sytuacja diametralnie się zmieniła, dzięki pomocy fundacji „Mimo wszystko” Anny Dymnej. Mężczyzna pracuje i kończy studia na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Śląskiego.
- Masz wspaniałą żonę, synka. To atuty, których ja nigdy nie będę w stanie doświadczyć. To powinna być dla ciebie duża, dodatkowa motywacja. Powinieneś korzystać z niej pełnymi garściami – zaznacza Janusz.
Krystian chciałby poddać się eksperymentalnej operacji, która dawałaby mu choć minimalną nadzieję na poprawę stanu zdrowia. Potrzebuje też pomocy na kontynuowanie rehabilitacji oraz na zakup wózka elektrycznego. Chciałby też skorzystać z terapii w komorze hiperbarycznej, by stymulować swój układ nerwowy. Rodziny nie stać jednak na tak duże wydatki. Wszystkich, którzy chcieliby pomóc Krystianowi - przekazać darowiznę albo 1% podatku informację mogą znaleźć TUTAJ