Tomasz Wręczycki chciał iść do wojska. Jako poborowy trafił w maju 2004 do jednej z najlepszych jednostek polskiej armii, 1 Pułku Specjalnego Komandosów w Lublińcu. Podczas ćwiczeń, których podstawą były biegi, zaczął się źle czuć – słabł, odstawał od kolegów, zdarzyło się, że upadł i nie miał sił wstać. - Wydawało mi się, że chudnie w oczach – mówi Danuta Wręczycka, matka. – Sam zwężał sobie mundur, bo tak bardzo schudł. Tomasz Wręczycki zgłosił się do lekarza wojskowego. Ten najpierw zdiagnozował zapalenie gardła, potem oskrzeli. Lekarstwa nie przynosiły poprawy, lekarz zmieniał tabletki, ale nie przeprowadzał dokładnych badań. Po dziewięciu miesiącach służby Tomasz Wręczycki uzyskał przepustkę i sam zgłosił się do laryngologa. Ten od razu zlecił podstawowe badania krwi, które wykazały białaczkę. Żołnierz natychmiast trafił do kliniki. - Czekanie na leczenie to było dla niego balansowanie na linie – mówi dr Marek Jerzy Seweryn z Kliniki Hematologii i Transplantacji Szpiku Szpitala Klinicznego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. – W każdej chwili mogło dojść do przełomu, w złą stronę. W dokumentacji medycznej z wojska nie ma żadnej informacji o wykonaniu jakichkolwiek badań. Zdaniem lekarzy, wcześniejsza diagnoza była szansą na leczenie mniej zaawansowanego nowotworu. Teraz Tomasz Wręczycki czeka na przeszczep szpiku. - Mam pretensję do armii o to, jak traktuje ludzi – mówi Tomasz Wręczycki. – Dla nich nie ma sprawy, cokolwiek by się nie działo, to jesteśmy czyści, nas to nie interesuje, to nie nasza wina. Tomasz Wręczycki złożył sprawę do sądu żądając od wojska odszkodowania w wysokości 100 tysięcy złotych za nieodpowiednie leczenie w jednostce wojskowej i brak właściwego zdiagnozowania choroby. W lutym sąd oddalił pozew, stwierdzając między innymi, że nie wojsko wywołało białaczkę. Oparł swoją decyzję na opinii biegłego lekarza, choć ten wyraźnie wskazywał zaniedbania wojskowej służby medycznej. - Absolutnie nie można powiedzieć, że moja decyzja była podstawą do odrzucenia roszczeń – mówi Renata Wróbel, specjalista chorób wewnętrznych i hematologii, biegły sądowy. – Lekarz wojskowy powinien zwrócić uwagę na powiększone węzły chłonne, powinien zlecić badania wątroby i śledziony. W dokumentacji medycznej tymczasem widnieje informacja, że śledziona jest normalna. Lekarz wojskowy, który badał Tomasza Wręczyckiego nie chciał rozmawiać z reporterką UWAGI! Ta zapytała zatem o sprawę szefa Inspektoratu Wojskowej Służby Zdrowia. - Lekarz nie zrobił wszystkiego tak, jak trzeba – mówi gen. bryg. dr n. med. Andrzej Wiśniewski, szef Inspektoratu Wojskowej Służby Zdrowia. – Być może miał zbyt krótki staż, za mało doświadczenia. Zajmę się tą sprawą. Tomasz Wręczycki wciąż czeka na dawcę szpiku. Zamierza także odwołać się od decyzji sądu. Ponieważ szef Inspektoratu Wojskowej Służby Zdrowia zobowiązał się do zbadania tej sprawy, sprawdzimy, jakie będą tego efekty.