Helena Wesołowska-Owczarska kilka lat temu otrzymała pogróżki od jednego z krewnych. Zgłosiła sprawę do prokuratury. Nie mogąc się doczekać zakończenia sprawy, wystąpiła do prowadzących śledztwo z pismem o przesłanie odpisu kilku dokumentów. Ze względu na stan zdrowia nie mogła się po nie osobiście zgłosić. Jest po wypadku, porusza się jedynie po domu, transportować ją można tylko na leżąco po zażyciu środków nasennych, inaczej może stracić przytomność przy najmniejszym wstrząsie. Prokuratura wiedziała o tym fakcie. Pani Helena kilkakrotnie listownie zwracała się do prokuratury o wydanie kopii kilku dokumentów. W końcu odpisano jej, że otrzyma odpisy, ale musi za nie zapłacić. Prokuratura nie poinformowała kobiety, ile ma zapłacić i w jaki sposób dokonać tej wpłaty. Pani Helena wzięła banknot 10-złotowy, spięła kilkoma zszywaczami do listu i wysłała go. - Przypięłam banknot, bo przy wkładaniu i wyciąganiu pisma mógłby po prostu wypaść – tłumaczy Helena Wesołowska-Owczarska. Pani Heleny otrzymała list z policji. Wzywano ją na przesłuchanie, ale nie napisano nawet, w jakiej spawie. - Zaczęłam dostawać wezwania – najpierw jako świadek. Napisałem pismo, że nie mogę chodzić i przyjedzie mój adwokat – mówi Helena Wesołowska-Owczarska. – Policja odpisała, że jednak nie jestem świadkiem, tylko oskarżonym. Nie wiedziałam, czego dotyczy sprawa. Na wezwaniu nic nie było napisane. O tym, że jest podejrzana o wykroczenie, dowiedziała się dopiero od mecenasa, którego musiała wynająć. Adwokat ustalił, że to prokuratura kazała policji rozpocząć postępowanie przeciwko inwalidce. Prokuratura uznała, że skoro pani Helena zszyła z listem banknot, to zniszczyła mienie publiczne. - Nie chciałbym się wypowiadać w tej sprawie – mówi Bogusław Olewiński z Prokuratury Rejonowa w Rzeszowie. – Prokurator podjął taką decyzję, był do tego upoważniony. Pani Helena kilkakrotnie była wzywana na komisariat. Grożono jej, że jeśli się nie stawi na przesłuchanie, zostanie aresztowana. Okazało się, że to prokuratura nie powiadomiła policji, że starsza kobieta jest osobą, która nie wychodzi z domu. Reporter UWAGI! postanowił sprawdzić, czy przedziurawiony banknot traci swoją wartość. Na oczach urzędniczki Narodowego Banku Polskiego wielokrotnie przeszył zszywaczem wartościowy papier. - Ten banknot może być w obiegu. Dziurki po dziurkaczu nie powodują jego zniszczenia – powiedziała rozbawiona Agnieszka Czuchra, specjalista wydziału kasowo – skarbowego w oddziale NBP w Rzeszowie. Po interwencji dziennikarzy sprawa została umorzona. Pani Helena dostała z prokuratury wezwanie po osobisty odbiór 10 złotych, które były dowodem w sprawie.