Mieszka sam, ma panele fotowoltaiczne. Mimo to dostał gigantyczny rachunek za prąd

TVN UWAGA! 352983
- Po domu muszę chodzić z lampą naftową albo latarką – skarży się pan Mieczysław, któremu zakład energetyczny odciął prąd. Wcześniej mężczyzna dostał horrendalnie wysoki rachunek za energię, mimo że posiada panele fotowoltaiczne.

Mieczysław Kuciński, emerytowany rolnik z Wielbarka, kilka lat temu zainstalował na dachu swojego domu panele fotowoltaiczne. Pozyskana w ten sposób energia w całości pokrywała zapotrzebowanie na prąd samotnie mieszkającego mężczyzny. Co więcej, nadwyżki z produkcji trafiały do zakładu energetycznego, który je magazynował. Raz na miesiąc pan Mieczysław płacił jedynie wynoszącą kilkadziesiąt złotych opłatę abonamentową.

- W środku lata, gdzie jest bardzo duża produkcja i nadprodukcja energii, przyszła faktura opiewająca na kwotę 2200 zł – mówi Paweł Kuciński, syn pana Mieczysława. I podkreśla: - Jest to niemożliwością, ponieważ tata mieszka w domu sam i zużywa bardzo mało energii.

- Przeraziło mnie to. Mówię do syna, że coś jest nie tak. Ponad 2 tys. zł? To ja tyle nigdy w życiu za rok nie zapłaciłem – dodaje pan Mieczysław.

Licznik

Na początku czerwca, mieszkający po sąsiedzku syn, pomógł panu Mieczysławowi złożyć reklamację. Zdemontowano licznik energii, by zweryfikować poprawność jego działania, a w jego miejsce zainstalowano nowe urządzenie. Po przeprowadzeniu ekspertyzy zdjętego licznika, okazało się, że był on zepsuty i mógł podawać zawyżone zużycie energii.

- Zamontowali drugi licznik, poprawnie działający. Myśleliśmy, że wszystko jest już w porządku. Jednak tata kolejny raz otrzymał tę fakturę, powiększoną o odsetki. Ponownie skontaktowaliśmy się z Energą, co dalej. Energa powiedziała, że wyślą nam korektę faktury – przywołuje pan Paweł.

- Nie dość, że nie przysłali nam faktur korygujących, to zdemontowali licznik, który działał poprawnie. Pozbawiono tatę prądu. Teraz wszystkie rozmowy prowadzą donikąd. Od konsultantów niewiele się dowiadujemy – dodaje Kuciński.

Zdaniem pana Pawła, w tym wypadku mamy do czynienia ze znieczulicą.

- Doskonałym przykładem jest sytuacja, w której przyjechał pan i zdemontował licznik i nawet nie pofatygował się, żeby odnaleźć właściciela budynku. Nie zapytał, czy coś się zmieniło w tej sprawie. Może byśmy uchronili się wtedy przed demontażem licznika. Uważam, że zostaliśmy potraktowani schematycznie, bezdusznie i niewłaściwie, bo rachunki były opłacane, a fotowoltaika działa poprawnie – podkreśla pan Paweł.

- Człowiek ma choroby, jestem przez to zestresowany. To jest dla mnie znieważające – przyznaje pan Mieczysław.

Gdy panu Mieczysławowi odłączono prąd, syn starał mu się pomóc, jak tylko mógł.

- Tymczasowo pociągnąłem przewód do taty, żeby działała mu chociaż lodówka, czy podstawowe rzeczy. Gdybyśmy tego nie wymyślili we własnym zakresie, to byłby duży problem, zostałby sam bez prądu, zdany na łaskę urzędników i bezdusznego regulaminu – zwraca uwagę pan Paweł.

O przyjrzenie się sytuacji, w jakiej znalazł się pan Mieczysław, poprosiliśmy Piotra Dejnarowicza eksperta w dziedzinie fotowoltaiki i energetyki.

- Jeżeli wiemy, że błąd nie był po stronie klienta, to powinien on być w miarę szybko rozwiązany i skorygowany. Informacja o błędnym liczniku jest z czerwca, a mamy koniec listopada i klient jest bez prądu. Warto byłoby, by jeden z naszych największych operatorów energetycznych w Polsce, podszedł do tego bardziej z sercem i po ludzku – mówi Dejnarowicz.

Stanowisko spółki

Wraz z panem Mieczysławem i jego synem poszliśmy do jednego z olsztyńskich salonów spółki Energa Obrót.

Na miejscu ze sprawą zapoznała się kierownik oddziału. Choć sprawy nie udawało się rozwiązać przez blisko pół roku, to po chwili, ku zaskoczeniu mężczyzn, kobieta poinformowała, że skorygowano właśnie błędnie wystawione faktury.

Kierowniczka przeprosiła za całą sytuację i zaproponowała jak najszybsze zawarcie nowej umowy. Nie była jednak w stanie wytłumaczyć, dlaczego sprawy nie wyjaśniono wcześniej.

W tej sytuacji skontaktowaliśmy się z przedstawicielem grupy Energa S.A.

- Na wstępie dla pana Mieczysława należą się przeprosiny, bo rzeczywiście sprawa nie powinna w ten sposób zostać załatwiona. Zostały popełnione błędy po stronie spółki. Były to błędy wynikające z niedopatrzenia jednego z pracowników. W momencie, kiedy została złożona reklamacja, pracownik powinien wstrzymać proces windykacyjny. Nasz błąd będziemy wykorzystywać w procesie edukacji i szkolenia pracowników – mówi Krzysztof Kopeć, dyrektor biura prasowego grupy Energa S.A.

- Bez pomocy TVN nie udałoby się tego załatwić albo trwałoby to bardzo długo. Bardzo dziękujemy – kwituje pan Paweł.

podziel się:

Pozostałe wiadomości