Więcej tajemnic domu opieki

Co dzieje się w publicznym warszawskim zakładzie opiekuńczo – leczniczym? Jak twierdzą byli pracownicy, pani dyrektor wykorzystuje pacjentów traktując to miejsce jak swój prywatny folwark. Jedną z ofiar pani dyrektor miał być 45 letni pensjonariusz, który zmarł nagle, po tym jak na jego koncie pojawiły się olbrzymie pieniądze. Ale to nie jedyny zarzut pracowników wobec pani dyrektor.

Historią Romana Kłosińskiego zainteresowała się konsultant wojewódzki ds. geriatrii. Dr Maria Pawińska wstrząśnięta doniesieniami personelu zakładu postanowiła natychmiast przeprowadzić w ośrodku kontrolę. Wykazała ona wiele uchybień i nieprawidłowości. – Nieprawidłowości finansowe, nepotyzm, mobbing, nieprawidłowości w wypłatach dla pacjentów, drastyczne ograniczanie praw pacjentów – wylicza dr Maria Pawińska. Według naszych informatorów, Roman Kłosiński regularnie upijał się, przyjmował też silne leki i, jak twierdzą świadkowie, za wszystko odpowiedzialna była dyrektor zakładu. Rodzina zmarłego nic nie wiedziała o ogromnym odszkodowaniu, które mu przyznano. Zaskoczyła ich też wiadomość, że z konta pensjonariusza regularnie wypływały duże pieniądze. Z druków podpisanych przez Romana Kłosińskiego wynika, że wydawał on około 10 tysięcy zł tygodniowo. - Na co te pieniądze mogły być wydatkowane w tak krótkim czasie przez człowieka, który posiadał właściwie wszystko, bo posiadał dach nad głową, leczenie, wyżywienie – dziwi się dr Maria Pawińska. - Na co on mógł wydatkować takie pieniądze? Podejrzewam zawłaszczenie tych pieniędzy – dodaje. Konsultant ds. geriatrii w trakcie kontroli rozmawiała z wieloma pracownikami o depozytach pacjentów. Kilka osób stwierdziło, że te dokumenty są sfałszowane. Mechanizm oszustwa polegał na tym, że do rachunków pacjentów dopisywano dodatkowe cyfry. Roman Kłosiński otrzymał 600 tys. zł odszkodowania. Prawie 150 tys. zł trafiło na konto depozytowe zakładu. Nie wiadomo, co stało się z wypłaconymi dwustoma tysiącami. Podejrzanie duże wypłaty z konta zaniepokoiły pracowników banku i po przeprowadzeniu wewnętrznego śledztwa dyrekcja banku powiadomiła prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Świadkowie twierdzą, że po tym jak prokuratura zajęła się sprawą pieniędzy Romana Kłosińskiego dyrektor zakładu postanowiła zlikwidować pensjonariuszowi konto w banku. Roman Kłosiński wraz z pracownikiem zakładu pojechał tam karetką i pozostałą kwotę, to jest około 250 tysięcy złotych przelał na konto depozytowe zakładu. Najprawdopodobniej od tego czasu pieniądze były przechowywane w teczce ukrytej w zakładowej kasie. Byli pracownicy zakładu poinformowali nas, że Roman Kłosiński o tym, że jest zamożnym człowiekiem dowiedział się od prokuratorów prowadzących śledztwo. To właśnie wtedy miał uświadomić sobie, że może być oszukiwany, dlatego postanowił zdeponować swoje pieniądze w bezpiecznym miejscu, którym miała być skrytka w banku. Po nagłej śmierci Romana Kłosińskiego prokuratura umorzyła jednak dochodzenie. Personel zakładu twierdzi, że Roman Kłosiński to nie jedyna ofiara pani dyrektor, oszukanych pensjonariuszy jest więcej. Wielu pacjentów ośrodka to osoby samotne, o których interesy nikt nie dba. Pojawia się także domniemanie sfałszowania testamentu jednego z pensjonariuszy. Była lekarz naczelna zakładu przekazała nam dokument, który w trakcie przyjęcia do domu opieki podpisywały osoby samotne i w którym oświadczały, że po śmierci wszystko, co posiadają, ma zostać przekazane na własność ośrodka. Dr Maria Pawińska jest wstrząśnięta wynikami kontroli, ustaliła też, że pracownicy ośrodka byli zastraszani przez panią dyrektor i dlatego tak długo bali się powiedzieć o wszystkim tym co działo się w zakładzie.

podziel się:

Pozostałe wiadomości