Wchodzą do domu oknem. Dramatyczne skutki konfliktu rodzinnego

TVN UWAGA! 4603833
TVN UWAGA! 260498
Starsi ludzie zmuszeni są wchodzić do domu oknem, pozbawieni łazienki załatwiają potrzeby na pobliskim polu. Wcześniej małżeństwo przepisało gospodarstwo na syna.

Byki to niewielka miejscowość położona kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy. W jednym z tamtejszych gospodarstw, od kilku lat trwa rodzinny konflikt pomiędzy Grzegorzem Włodarkiem i jego żoną Angeliką, a rodzicami mężczyzny – Teresa i Stanisławem. Sprawy zaszły, tak daleko, że starsi państwo poprosili Uwagę! o pomoc.

- Dwa lata wchodzimy do domu oknem. Nieważne, czy zima, czy zawieje, ledwo śnieg odgarniamy. Takie nam syn daje utrzymanie – żali się Teresa Włodarek.

- Moje drzwi wyrzucił i założył antywłamaniowe i nie ma teraz wejścia – dodaje Stanisław Włodarek.

Przepisane gospodarstwo

Państwo Włodarkowie przez całe życie rozwijali swoje gospodarstwo. Dziś jest ono warte około miliona złotych, a w jego skład wchodzą dom, budynki gospodarcze i duży sad. W 2005 roku przepisali majątek na syna Grzegorza, który w zamian za to miał zapewnić im dożywotnią opiekę i utrzymanie.

- Obiecywał rodzicom, że będzie dobrze, że będzie się nimi opiekował. Tyle lat mu zawierzyli, a teraz w taki sposób odpłacił – mówi Agnieszka Gałązka, córka państwa Włodarków.

Z powodu konfliktu, starsi państwo nie mają możliwości normalnego wchodzenia do domu. Korzystając z prowizorycznej platformy wchodzą do wydzielonej dla nich części domu przez okno. Ich mieszkanie pozbawione jest łazienki i kuchni.

„Przekręciło się o 180 stopni”

Jan Wesołek to były listonosz, który przez wiele lat odwiedzał dom państwa Włodarków. Ich syna Grzegorza pamięta od najmłodszych lat.

- Był zżyty z ojcem, a ojciec z nim. Zawsze mówił: „mój Grzesio”. To było idealne dziecko, które mogło być przykładem na wsi. Jak Grzegorz poznał tę dziewczynę to robiło się coraz gorzej. Zrobił się agresywny, zamknął rodziców. Wszystko się przekręciło o 180 stopni – mówi.

Wesołek niedawno spotkał się z panem Stanisławem.

- Po prostu płakał. Mówił, do czego doszło, jak go łobuz pobił. Był pobity. Miał ślady na nogach, rękach i na twarzy. Matka też była pobita – mówi Wesołek.

Druga strona

Inaczej sprawę przedstawia Grzegorz Włodarek i jego żona. Przekonują, że to oni są ofiarami tego konfliktu. Ze strony rodziców mają spotykać ich ciągłe szykany, dochodzi też do rękoczynów.

- Pobili mnie. Byłam w ciąży. W piątym miesiącu. Mam zaświadczenie od lekarza. I nagranie, jak mnie bili i szarpali – mówi Angelika, żona pana Grzegorza.

- Dobrze, że akurat byłem na podwórku. Wcześniej też atakowali. Tylko tym razem udało nam się to nagrać. Potrafią awanturować się o byle co. Postawię wózek dziecięcy na podwórku i już jest awantura – mówi pan Grzegorz.

Innym razem rodzice pana Grzegorza mieli wezwać policję.

- Zadzwonili, że nie mogą spać, bo dziecko płacze. Dziecko ma kolkę, co ja zrobię? – pyta pan Grzegorz.

- Teściowa przy policji mówi, że mnie zasztyletuje w nocy – dodaje pani Angelika.

Żona pana Grzegorza odtworzyła nam też nagranie, w którym jego matka nakłania syna do rozstania z synową.

- Weź wyp…. obie. Wywieź to do ch…, niech nie wracają. Daj im tylko wolną rękę. To ja ją od razu wezmę i wyp… Ona cię zamorduje. Widzę, jak ty schudłeś, zamorduje. Świnio jedna. Nie odpuszczę ci teraz – słyszymy w nagraniu.

Pozwy w sądzie

Pan Grzegorz przekonuje, że chciał dobudować do istniejącego domu oddzielną kuchnię i łazienkę.

- Wezwałem architekta, architekt przyjechał, policja przyjechała. Architekt musiał oznaczyć wszystkie wejścia do budynku, bo budynek jest stary i nie ma planu. Rodzice nie zezwolili na wejście i wygnali architekta – mówi mężczyzna.

- Nikt nie wyganiał. Tylko on chciał nam drzwi wybić w oknie – mówi pani Teresa.

Państwo Włodarkowie złożyli w sądzie pozew o wyegzekwowanie od syna przestrzegania umowy dożywocia. Z kolei ich syn Grzegorz chce zamiany obowiązku utrzymywania i opieki nad rodzicami na wypłacanie im dożywotniej renty. Takie rozwiązanie oznaczałoby dla starszych ludzi konieczność opuszczenia domu.

- Pójdziemy na sznurek. Nie stać nas, żeby w sądach siedzieć. Mąż ma duże ciśnienie. Niech on się gospodarzy, niech ma nas na sumieniu – mówi pani Teresa.

Sprawą konfliktu rodzinnego zajął się już mediator.

podziel się:

Pozostałe wiadomości