Założycielem działającego na warszawskiej Pradze UKS Fenix jest Hubert Migaczew, były bokser i były trener reprezentacji Polski. 16 lat temu zakładając uczniowski klub bokserski, chciał spłacić dług wdzięczności. 30 lat temu Migaczew dzięki boksowi zmienił swoje życie.
- I jestem w tym miejscu, w którym jestem. Gdyby nie boks, to bym poszedł w inną stronę. Wywodzę się z takiego środowiska, że większość moich znajomych albo nie żyje, albo siedzi, albo ćpa i pije. Jest nas dwóch, czy trzech, którzy cało wyszli z podwórka, reszta się stoczyła - przyznaje Migaczew.
- Boks wyrwał mnie z patologii i nie mnie jednego, bo boks tak działa. Hurtowo wyrywa chłopaków – dodaje wprost.
Migaczew przekonuje, że sport go ukształtował.
- Poprzez treningi, walki i przez obcowanie z ludźmi stałem się na tyle twardym facetem, żeby wygrywać jakieś mistrzowskie walki i wygrywać też walki życiowe. To wszystko dzięki sportowi, dzięki temu, że codziennie się przyjeżdżało, codziennie trzeba było zjeść po tym posiłek. Taka konsekwencja i regularność. Każdy sport tego uczy.
Misja
Pan Hubert założył Fenixa w 2005 roku razem z żoną.
- Od samego początku naszą misją jest nauka dzieci boksu, za darmo. Wywieranie wpływu na dzieciaki ze środowisk patologicznych, bo taka jest moja wewnętrzna potrzeba. Dostałem wiele od świętej pamięci trenera Huberta Okroja, z racji, że byłem jego imiennikiem, to mnie lubił i wziął pod skrzydełko. Zawdzięczam mu bardzo dużo, można powiedzieć, że to drugi ojciec. Niejednokrotnie zastępował mi ojca. Spłacam dług wdzięczności, bezpośrednio, przekazuję dalej, to, co on mi dał – wyjaśnia Migaczew.
Wychowankowie
W ciągu 16 lat istnienia klubu przez sale Fenixa przewinęło się wiele dziewcząt i chłopców. Jeden z nich od kilku lat walczy zawodowo. Trener liczy, że wkrótce Mateusz Tryc będzie mistrzem świata.
- Ja już ze strony trenerskiej zrobiłem wszystko, teraz robota należy głównie do Mateusza – mówi Migaczew. I przyznaje: - Mateusz jest mistrzem, na którego czekałem. Wygrywa walki jedna za drugą. Myślę, że docelowo, w ciągu trzech lat, będzie walczył z Canelo Alvarezem o tytuł mistrza świata i wtedy zobaczymy, gdzie jesteśmy. Naszym celem jest dobicie się do walki o tytuł mistrza świata najwyższej federacji i jesteśmy od tego o krok.
- Trenuję w klubie 11 lat i chyba gdyby nie trener, to raczej bym nie boksował – przyznaje Mateusz Tryc. I dodaje: - Boks uczy charakteru i dążenia do celu, takiej zawziętości i upartości. Gdyby nie ten boks, to nie wiem, co bym robił, byłbym szarą myszką, a tak to spełniłem swoje marzenie, bo stoję, gdzie jestem i rozmawiam z wami.
- Pogubionych chłopaków jest naprawdę dużo. Taka sala jak Fenix na Pradze, to idealna rzecz i super alternatywa dla młodych chłopaków, żeby się ukierunkowali – uważa Paweł Żochowski, także wychowanek klubu. I wyjaśnia: - Dlaczego robi się głupie rzeczy? Z braku perspektyw, z nudy. A kiedy przyjdzie się na trening cztery razy w tygodniu i człowiek bardzo mocno się zmęczy, to mu odchodzą głupoty. Tak było w moim przypadku. Nie byłem grzecznym dzieckiem i robiłem głupoty. Hubert mnie ukierunkował, to nie był tylko trener, który pokazywał technikę, ale jak był jakiś problem w życiu, to człowiek mógł podejść i porozmawiać i Hubert zawsze dobrze doradził. To dzięki Hubertowi i klubowi nie jestem dziś przestępcą.
- Rola trenera polega nie tylko na tym, żeby czegoś nauczyć i zmotywować, ale też chronić. Czasami nawet uratować życie – mówi Przemysław Saleta, były kickbokser.
Kłopoty klubu
Po sześciu latach pobytu Fenixa w pomieszczeniach należących do miasta, dyrektor dzielnicowego ośrodka sportu poinformowała klub, że kolejną umowę muszą podpisać na nowych, komercyjnych zasadach. Muszą stanąć do przetargu i zaproponować taki czynsz, który zagwarantuje zwycięstwo. Do tej pory Fenix był przez samorząd traktowany ulgowo i doceniany za zasługi dla lokalnej społeczności.
- Przedstawiałem im moją pracę, jest ona i w gazetach, i w internecie. I swoją osobą przedstawiałem robotę, którą tu robimy. Za sobą mam cały zespół ludzi, którzy zaświadczają, że moje słowa są prawdą – mówi Migaczew. I dodaje: - Nie miałem do tej pory problemów, żeby podpisywać umowy najmu lokalu na Pradze-Południe, czy na Torwarze. Dopiero teraz mamy taki kłopot. Mamy małe zatargi z panią dyrektor, ale staramy się nie wchodzić na drogę wojenną. Ale niestety, tak się tutaj stało.
Prowadzenie klubu sportowego nie jest prostą sprawą.
- Trzeba mieć biznesplan, poukładane to, kto kiedy, jak ma przychodzić i z kim ma trenować. To jedna strona medalu, a druga to wieczne poszukiwanie sponsorów, żeby można było podziałać przez cały rok. Nie sztuką jest prowadzić klub przez miesiąc czy trzy, a później dać sobie spokój. Te koszty są przerażające. I nikogo z pracy społecznej nie byłoby na to stać – mówi Piotr Stryczyński z Towarzystwa Przyjaciół Pragi.
W związku z trudnością z dodzwonieniem się do dyrektor ośrodka sportu nagraliśmy na automatyczną sekretarkę wiadomość. Ta pozostała bez odpowiedzi. Natomiast burmistrz dzielnicy zaprosiła szefa klubu Fenix na spotkanie i negocjacje.
- Jestem bezpośrednio po spotkaniu z panią Iloną Soją-Kozłowską, czyli naszą burmistrz i wychodzę z uśmiechem od ucha do ucha. Sprawa załatwiona, Fenix się nie wyprowadza. Złapaliśmy się w połowie drogi, jeśli chodzi o czynsz. Urząd jest zadowolony i ja jestem zadowolony. Szczegóły dopniemy na następnym spotkaniu – powiedział Migaczew, wychodząc z urzędu.
- Mogę podziękować Uwadze! i za mądrość pani burmistrz, która pozwala dalej być nam na Pradze. Gdyby nie wasze medialne podejście, ciśnienie, które wytworzyliście urzędowi, to pewnie nie udałoby się tego tak pozytywnie załatwić – zaznacza były bokser.
Zdaniem Doroty Wajszczak, dyrektor Dzielnicowego Ośrodka Sportu i Rekreacji na Pradze-Północ, interwencja mediów nie była potrzebna.
- My jesteśmy nastawieni na to, żeby robić sport w dzielnicy, więc nikt nie chciał pozbyć się UKS-u z tej dzielnicy. Chcemy robić sport, chcemy robić go wspólnie, natomiast jest kwestia uregulowania jego oficjalnego obecności w tej dzielnicy – mówi Wajszczak.