Niepełnosprawny 29-latek przerzucał listy przez płot. Prosił sąsiadów o pomoc

TVN UWAGA! 5266108
TVN UWAGA! 344271
Praca ponad siły, awantury, ograniczanie dostępu do łazienki, kary cielesne i finansowe – tak mieli traktować niepełnosprawnego intelektualnie 29-letniego mężczyznę jego prawni opiekunowie.

- Krzysztof skarżył się od dłuższego czasu, prosił nas o pomoc. Pisał na kartkach wiadomości. Wkładał je w foliówkę, potem dokładał kamień, żeby wiatr tego nie porwał, i przerzucał na naszą posesję – opowiadają Magdalena i Piotr Siemianowscy, rolnicy z Wielkopolski.

Mężczyzna, który prosił małżeństwo o pomoc ma 29 lat i jest niepełnosprawny intelektualnie. Do niedawna mieszkał po sąsiedzku, u biologicznych rodziców pana Piotra, którzy jeszcze 6 lat temu tworzyli rodzinę zastępczą. Jednym z ich podopiecznych był Krzysztof. Mieszkające obok siebie rodziny są w konflikcie.

- Pracowałem jak maszyna. Tyle gnoju było, że nie dawałem rady. Musiałem sprzątnąć 10 kojców codziennie. Wszystko musiałem sam robić, nikt mi nie pomagał – mówi 29-latek.

- Jak nie chciał jechać, żeby pracować na drugim gospodarstwie, to wykręcano mu ręce i wkładano siłą do samochodu, żeby jechał – opowiada pani Magdalena.

- Czasami uderzany był czymkolwiek, co było w rękach – wskazuje pan Piotr.

- Ostatnio skarżył się, że dostał miotłą w twarz. Miał czerwone ślady na policzku – uzupełnia pani Magdalena.

- Wielokrotnie widziałam jak płakał, jak był smutny i przygnębiony. Chciałam mu podać na urodziny przez płot prezent. To krzyczał przez okno, że nie może podejść. Powiedział: „Nie mogę ciocia, bo dostanę wp…” – mówi Anna Piechocka, siostra Piotra Siemianowskiego.

Ucieczka

W połowie sierpnia mężczyzna uciekł od swoich opiekunów do sąsiadów.

- Krzysztof na przemian śmiał się i wpadał w płacz. Rozmawiał z nami, a za chwilę zaczynał płakać. Nie wiadomo dlaczego – wspomina pan Piotr.

- Był nieumyty, miał długie włosy, był nieogolony. Wyglądał jak bezdomny. Przyszedł praktycznie w samych majtkach, przez rękę miał przewieszone spodnie i koszulkę. A na nogach miał pogryzione przez psa laczki – wskazuje pani Magdalena.

- Jak przyszedłem to dwa razy się wykąpałem, bo tam myłem się tylko w wiaderku - mówi 29-latek.

- Krzysztof nie miał dostępu do łazienki, mył się w wiaderku, a potrzeby fizjologiczne załatwiał między zwierzętami w chlewiku – wyjaśnia pani Magdalena.

Z relacji 29-latka wynika, że dostawał 50 zł na tydzień.

- Jak czasami coś przeskrobałem, na przykład, jak przypadkowo wywalałem gnój i złamałem jeden ząb wideł, to mnie za takie coś kasowali. Zawsze jak nie zrobiłem czegoś na czas, to była awantura - wspomina.

Część domu, którą zajmował Krzysztof, z zewnątrz wygląda jak garaż pokryty blachą i szybami.

- W miejscu, gdzie spałem, było zimno. Spałem pod dwoma kołdrami. A latem było ciepło jak w piekarniku – dodaje.

Opiekunowie Krzysztofa zgodzili się na rozmowę, ale poprosili o nieujawnianie ich wizerunku.

Kobieta, która nas przyjęła, przekonywała, że warunki w miejscu, gdzie spał 29-latek były dobre. Dach miał być ocieplony wełną mineralną, w pomieszczeniu był działający kaloryfer.

Zapytaliśmy, czy 29-latek rzeczywiście miał zakaz korzystania z łazienki.

- Bzdura, różne rzeczy mówi, zmyśla, kłamie – usłyszeliśmy od opiekuna mężczyzny. Po czym dodał: - Myśmy mu tłumaczyli, że jeżeli odejdzie od nas, to tylko do DPS-u. Bo żadna rodzina doktorów, czy magistrów go nie przyjmie, niech wybije sobie to z głowy.

A praca ponad miarę?

- Nie miał dużo roboty. On by mógł to zrobić w trzy, cztery godziny. Ja mówię: „Słuchaj, Rydzyk już kazanie by skończył, a ty wciąż tam te…” a on stanął, gadał, dyskutował. Na głos sam dla siebie rozmawiał – mówi mężczyzna.

- 21 lat jest z nami i nie miał krzywdy, teraz mu krzywdę robimy? – zwróciła uwagę kobieta.

Sąd

Cztery lata temu Krzysztof został częściowo ubezwłasnowolniony, a jego kuratorem została dotychczasowa matka zastępcza. Oprócz tego, nad ubezwłasnowolnionym mężczyzną nadzór miał również kurator sądowy.

- Mówi, że jak dostawał obiad od mamy, czyli opiekuna prawnego, to jadł go palcami i nie jadł przy stole z rodziną, tylko w przybudówce – mówi pani Magdalena.

Sprawę podejrzeń o znęcanie się nad niepełnosprawnym Krzysztofem bada prokuratura.

Sześć lat wcześniej sąd zdecydował o zabraniu dzieci spod opieki z rodziców zastępczych.

- Nie podołali obowiązkowi, który na siebie wzięli. Mieli dużo dzieci, często to były dzieci z problemami. Nakładali na te dzieci obowiązki, w postaci pomocy w gospodarstwie. Sąd uznał, że obowiązki w stosunku do jednego z dzieci, które miało skoliozę, były zbyt ciężkie. Kolejnym zarzutem było to, że zdarzały się kary cielesne – uderzenia ręką lub laczkiem – mówi Joanna Ciesielska-Borowiec, rzecznik Sądu Okręgowego w Poznaniu.

Prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie znęcania się nad dziećmi, jednak rodzinę zastępczą rozwiązano. Oprócz Krzysztofa wychowywała się tam również trójka jego rodzeństwa. Mężczyzna od 6 lat nie widział się z młodszymi siostrami. Jedna z nich ma złe wspomina z pobytu w rodzinie zastępczej.

- Jak przyjeżdżała pani kurator, to nie mogliśmy nic się odzywać, bo mnie zamykali w piwnicy. Raz tak było. Dobrze, że on się stamtąd uwolnił – mówi siostra 29-latka.

Pracownicy Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Wągrowcu sprzeciwiali się przyjmowaniu kolejnych dzieci do rodziny zastępczej, w której był Krzysztof. Mimo to sąd rodzinny kierował tam nieletnich.

- Przyjeżdżali do nas rodzice z dokumentem mówiąc: „Mamy postanowienie sądu, przyjmujemy kolejne dzieci”. Tak onegdaj wyglądała procedura, dzisiaj takie sytuacje są niedopuszczalne. (…) Tam chodziło o wiele kwestii i socjalno-bytowych, i opiekuńczo-wychowawczych, i zdrowotnych. Była to wyjątkowo trudna we współpracy rodzina – mówi Edyta Owczarzak, dyrektor PCPR w Wągrowcu.

Mimo negatywnych opinii powiatowego centrum pomocy rodzinie, ten sam sąd rejonowy, w którym prowadzona była sprawa rozwiązania rodziny zastępczej, powierzył kuratelę nad ubezwłasnowolnionym Krzysztofem dotychczasowej matce zastępczej.

- Ustanowienie kuratora nie jest proste w tym kontekście. Nie ma szczególnie wielu kandydatów i osób chętnych do sprawowania takich funkcji – twierdzi sędzia Joanna Ciesielska-Borowiec. I dodaje: - Tutaj była osoba chętna i była wskazana przez samego zainteresowanego. Również kurator, który udawał się do miejsca zamieszkania, który kontrolował sposób sprawowania tajże kurateli, nie miał żadnych zastrzeżeń.

W obecności naszej kamery była matka zastępcza postanowiła przeprowadzić Krzysztofa do domu. 29-latek odmówił, nie chciał iść z kobietą.

podziel się:

Pozostałe wiadomości