O skandalicznych warunkach, w jakich mieszka pan Mieczysław, powiadomili nas sąsiedzi mężczyzny. 71-latek żyje samotnie bez toalety i ogrzewania, a jego rozpadający się dom w każdej chwili może się zawalić. Już rok temu nadzór budowlany uznał, że budynek nadaje się do rozbiórki. Jednak pan Mieczysław nadal w nim przebywa.
Kiedy na miejscu pojawiła się nasza reporterka, mężczyzna nie był w stanie powiedzieć jaki jest dzień tygodnia. Na pytanie o rok, stwierdził, że mamy rok 2012. Pan Mieczysław ma też kłopoty z orientacją.
Do zeszłej jesieni we wszystkim pomagał mu brat, który go kąpał i karmił. Niestety, po jego śmierci mężczyzna nie ma na kogo liczyć. Ze względu na to, że kiedyś nadużywał alkoholu, jego niewielką, pięciusetzłotową emeryturę, pobiera bratowa. Za te pieniądze rodzina raz w tygodniu dowozi mu żywność. Zadzwoniliśmy do bratowej mężczyzny, jednak nie chciała się spotkać z nami przed kamerą.
- Jak ja mu pomogę? Mam 75 lat, jestem po zawale. Mąż zmarł mi trzy miesiące temu. Mam iść i palić mu w piecu? Albo co mu zrobić? Nie jestem w stanie mu nic więcej pomóc. A jeśli chodzi o resztę, to są służby, które powinny zareagować – usłyszeliśmy podczas rozmowy telefonicznej.
Mężczyźnie, jak tylko mogą, pomagają sąsiedzi.
- Sufity mu przykręcałem, bo było widać niebo z kuchni. Tak, żeby dało się zapalić w piecu i było czuć trochę ciepła. Chodziło mu się też rozpalić, bo on nie był w stanie zrobić tego sam – mówi Tadeusz Smaza.
O sprawie pana Mieczysława wie gmina i ośrodek pomocy społecznej.
- Wszyscy się chyba licytują, kto ma się nim zająć. A wychodzi na to, że my, jako sąsiedzi, musimy mu pomagać, żeby nie zamarzł – zwraca uwagę pan Tadeusz.
MOPS
O tym, że pan Mieczysław wegetuje, sąsiedzi alarmowali urzędników. W listach do burmistrza i nadzoru budowlanego prosili, by ktoś w końcu mu pomógł. MOPS zobowiązany jest do zapewnienia mu lekarstw, kąpieli i ciepłych posiłków. Dlaczego więc osoby zajmujące się panem Mieczysławem doprowadziły do tak rażącego zaniedbania? Przedstawicielka MOPS-u najpierw zgodziła się z nami spotkać, jednak ostatecznie przed emisją wycofała się.
Podczas rozmowy przedstawicielka MOPS-u stwierdziła, że w takich sytuacjach podstawową formą pomocy jest schronisko dla bezdomnych. Zapytaliśmy więc, dlaczego pan Mieczysław przebywa nadal w domu, który grozi zawaleniem? Usłyszeliśmy, że osoba, która nie jest ubezwłasnowolniona, ma prawo sama decydować o sobie.
„Wizyta trwa 10-15 minut”
Pan Mieczysław przez wiele lat pracował jako górnik, a potem chwytał się różnych prac dorywczych. Nie sprząta i nie gotuje, zupełnie nie radzi sobie z codziennym życiem. Rozebrał nawet część swojego dachu, jednak nie jest świadomy zagrożenia, jakie spowodował.
- Po kolei targał deski z dachu i je palił, bo mówił, że nie ma czym. A MOPS jak przyjeżdża do niego, to chyba widzi, jak mieszka. Wizyta trwa 10 minut, może 15. Króciutko – mówi Zofia Madej.
Sąsiedzi twierdzą, że pan Mieczysław podpisuje dokumenty, w których nie zgadza się na pobyt w schronisku dla bezdomnych. Jak to możliwe, że urzędnicy każą mu złożyć podpis, wiedząc, że ma problem z pamięcią i nie kojarzy faktów?
MOPS mógł też wystąpić do sądu o umieszczenie go w domu opieki bez jego zgody, jednak tego nie zrobiono. Zapytaliśmy, na czym konkretnie polega pomoc ośrodka, skoro stan zdrowia mężczyzny pogarsza się, a warunki, w jakich przebywa, urągają ludzkiej godności. Przedstawicielka instytucji nie odpowiedziała na żadne pytanie, zasłaniając się ustawą o pomocy społecznej.
Wiceburmistrz
Urzędnicy zapewniają, że próbowali nakłonić pana Mieczysława, by ten opuścił swoje mieszkanie, ale mężczyzna za każdym razem sprzeciwiał się. Jakie zatem widzą rozwiązanie i co w sytuacji, gdy na reakcję będzie za późno?
- Pan powiedział, że dopóki jest w stanie sam sobie fizycznie radzić, to nie chce tej pomocy od nas, nie chce się przenieść do innego miejsca – mówi Marta Budzyńska, wiceburmistrz Wadowic.
Reporterka wskazała jednak, że mężczyzna nie jest świadomy tego, co mówi.
- Nie rozmawiałam z tym panem, więc trudno mi oceniać, czy jest świadomy. Nie mamy takich możliwości prawnych, żeby kazać podpisać panu wniosek o przyznanie mieszkania socjalnego – mówi Marta Budzyńska. I dodaje: - Zwrócę pani kierownik uwagę, że trzeba będzie się udać z panem do odpowiedniej instytucji, czy odpowiedniego lekarza, żeby został zaopiekowany medycznie.
- Albo on tam zamarznie, albo to się zawali, jak przyjdzie silny wiatr, bo dachówki są już powyginane, albo zaczadzi się i tak to się skończy – usłyszeliśmy od jednego z sąsiadów.