W sądzie zaginęła opinia

TVN UWAGA! 3631662
TVN UWAGA! 3631662
Proces oskarżonego o molestowanie własnego syna Bogusława Sobczuka zacznie się od nowa, bo sąd apelacyjny wytknął sądowi pierwszej instancji szereg błędów. Okazuje się, że sędzia nie wzięła pod uwagę korzystnej dla oskarżonego opinii biegłego psychologa.

W lipcu 2003 r. Bogusław Sobczuk pod zarzutem molestowania 6-letniego syna trafił do aresztu na dwa miesiące. O domniemanym molestowaniu poinformowała matka dziecka, po tym, jak dowiedziała się o zdradzie partnera. Proces trwał pięć lat i zakończył się wyrokiem skazującym. Wkrótce potem jednak sąd apelacyjny nakazał zacząć proces od początku, bo dopatrzył się w pracy sądu pierwszej instancji wielu błędów. - Sądzono mnie niekompetentnie – mówi Bogusław Sobczuk. – Fachowość sądu pierwszej instancji została w wielu miejscach określona epitetami – uderzający, rażący, wątpliwy. Nie mogę czuć się dobrze, gdy w ten sposób o kompetencji sądu, który mnie sądził wypowiada się instytucja kontrolująca sąd pierwszej instancji. Sąd apelacyjny wytknął m.in. prowadzącej sprawę Sobczuka sędzi to, że dopuściła, aby w przesłuchaniu uczestniczyła matka chłopca; to, że zadawała sugerujące odpowiedź pytania; a także, że dziecko nie zostało poinformowane o prawie do odmowy składania zeznań. - Były i sugestywne pytania i wymuszanie odpowiedzi – mówi dr Maria Grcar, prezes Stowarzyszenia Psychologów Sądowych. - Dziecko nie chciało mówić o tym, o czym chciała rozmawiać sędzia. Sąd zlecił biegłym sporządzenie opinii w sprawie. Dwie takie opinie wydały dwa zespoły biegłych psychologów. Biegli z Warszawy uznali, że molestowania nie było. Zespół z Krakowa stwierdził, że dziecko padło ofiarą tego procederu. Obydwie tajne opinie powstały na podstawie tych samych opowieści przesłuchiwanego chłopca. W trakcie rozprawy jedna z biegłych postanowiła napisać jeszcze jedną opinię. - Rozprawa, na której poruszono tak trudne kwestie, jak zeznania chłopca, była burzliwa – mówi dr Ewa Milewska, biegła w sprawie Bogusława Sobczuka. – Przerywano biegłym, nie dano im możliwości wyjaśnienia myśli do końca. Miałam wrażenie niedosytu. Dr Ewa Milewska telefonicznie poinformowała sędzię o tym, że wysyła nową opinię. Sędzia nikomu jednak o nowej opinii nie powiedziała. O sprawie nie wiedziały strony procesu – obrona, prokurator, ławnicy. Tymczasem sześć dni przed wyrokiem korzystna dla oskarżonego opinia była już w sądzie. Ponieważ rozprawa była tajna, nie można było ujawnić również treści opinii biegłej Ewy Milewskiej. Jeszcze w dniu wydania wyroku sędzia mogła poinformować obecnych o nieznanym sądowym dokumencie. Nie zrobiła tego jednak, a opinia biegłego nawet po wydaniu wyroku nie trafiła do akt. - Jeśli strony uznałyby, że coś w sprawie jest jeszcze potrzebne, zawsze mogły złożyć stosowny wniosek – mówi Rafał Lisak, rzecznik krakowskiego sądu. – Nie ma czegoś takiego, że wie o tym tylko sędzia prowadzący. Jednak fakt nieuwzględnienia opinii biegłego wyszedł na jaw przypadkiem, kiedy jej autorka nie zobaczyła swojej opinii w aktach. Bogusław Sobczuk próbował wyjaśnić, co stało się z ważnym dla niego dokumentem. Wysłał w tej sprawie do sądu dwa pisma. W odpowiedzi dostał lakoniczne pismo, w którym przeczytał, że „na dzień dzisiejszy nie jest możliwe ustalenie, co stało się z przedmiotowym pismem”. - Nie były prowadzone żadne czynności sprawdzające, co stało się z tym dokumentem [opinią biegłego]. Sąd nie miał oficjalnego sygnału – mówi tymczasem Rafał Lisak, rzecznik krakowskiego sądu, a po chwili ze zdumieniem ogląda kopie wysłanych do sądu przez Sobczuka pism z zapytaniami, i przyznaje. – Każdy dokument, który wpłynie do sądu powinien być dołączony do akt. Sędzia, która prowadziła sprawę Bogusława Sobczuka i wydała wyrok skazujący go na dwa lata więzienia, zajmuje teraz kierownicze stanowisko w sądzie grodzkim. Nie chciała rozmawiać, zasłaniając się tajemnicą sprawy.

podziel się:

Pozostałe wiadomości