Aby dzieci nie spotykały się ze sobą, dyrektorzy inaczej organizują przerwy i godziny lekcyjne, chociażby po to, żeby uczniowie podczas dnia nie zmieniali sal lekcyjnych. Nie wszystkie szkoły radzą sobie dobrze z rekomendacjami ministerstwa edukacji. Największy problem mają te placówki, które do tej pory miały kłopoty z przepełnieniem.
- W poniedziałek moje dziecko lekcje ma od godz. 12.15 do godz. 17. Trzy razy w tygodniu, trzy dni z rzędu, kończy o godz. 17. Są też klasy czwarte, które mają zajęcia do godz. 18 – mówi Jolanta Rutkowska.
Zdaniem części rodziców destabilizuje to cały dzień.
- Po obiedzie i krótkim odpoczynku robi się godz. 18:30-19 i dopiero wtedy one mogą siąść do lekcji. Z kolei przed południem rodzice są w pracy – wskazuje Rutkowska.
- Mój syn ma 10 lat i niektóre zajęcia kończył późnym popołudniem. Zimą to już będzie całkowicie ciemno. Jak skończy lekcje wieczorem, to będzie tak zmęczony, że może iść tylko spać – mówi Łukasz Wilkosz.
Czy coś się jeszcze może zmienić w planach zajęć?
- W tej chwili próbujemy jeszcze dokonywać korekt podziału godzin, natomiast liczba dzieci z rejonu, a możliwości lokalowe szkoły nie współgrają ze sobą. Dzieci jest bardzo dużo, a szkoła ma mało pomieszczeń klasowych. Musimy organizować tak czas, aby nauczanie umożliwić wszystkim dzieciom – mówi Jolanta Klimowska z Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 1 w Krakowie.
Program Uwaga! Koronawirus można oglądać codziennie od poniedziałku do piątku o 19:25.
Więcej informacji na temat koronawirusa znajdziesz na stronie Zdrowie.tvn.pl >