Śpi na klatce, bo w mieszkaniu ma śmieci po sufit. "Czujemy się bezsilni"

Mieszkanie zbieraczki z Poznania
Śpi na klatce, bo w mieszkaniu ma śmieci po sufit. "Czujemy się bezsilni"
Od kilku lat śpi na klatce schodowej albo w piwnicy, bo jej mieszkanie zapełnione jest przez rzeczy przyniesione ze śmietników. O zbieractwie 70-latki z Poznania wiedzą wszystkie służby. Dlaczego nie udaje się jej pomóc?

Mieszkanie komunalne, które wynajmuje 70-latka znajduje się na Starym Mieście w Poznaniu. W ciągu ostatnich lat zostało przez nią tak zagracone, że nie da się już do niego wejść.

Starszą kobietę spotykaliśmy rano na klatce schodowej. Zapewniła nas, że w mieszkaniu była ostatni raz wczoraj i bez problemu da się do niego wejść, ale drzwi nie zamierza otwierać.

Sąsiedzi skarżą się na zbieractwo 70-latki

Zbieractwo kobiety jest bardzo uciążliwe dla jej sąsiadów, bo rzeczy ze śmietników, jak twierdzą mieszkańcy, co jakiś czas gromadzi też na korytarzu i klatce schodowej, gdzie także od kilku lat żyje i śpi.

Zdaniem części sąsiadów, ta sytuacja może być powodem pojawienia się pluskiew. Ale emerytka zapewnia , że nigdy ich nie było u niej w mieszkaniu, ale jej zdaniem były na innym piętrze.

Emerytka w rozmowie z nami zaprzecza, że na klatce mieszka kilka lat.

Członkowie wspólnoty mieszkaniowej zawiadamiali policję, straż miejską i pomoc społeczną. O problemie wie też miasto, które jest właścicielem lokalu. Administrator budynku i miejscy urzędnicy podejmowali interwencje. Kartony, meble i wypełnione worki na chwilę znikały, bo jak twierdzą sąsiedzi 70-latka przenosiła je wtedy w inne miejsca. Na koszt wspólnoty, miasta, a także częściowo emerytki, śmieci kilka razy były wywożone, ale problem ciągle wracał.

- Mój niepokój, a także mieszkańców wspólnoty mieszkaniowej budzi to, że takie systematyczne gromadzenie odpadów w lokalu i częściach wspólnych może doprowadzić do jakiejś tragedii. Może, na przykład dojść do zapalenia tych przedmiotów – mówi Bartosz Krajewski, dyrektor administracji APZ Nieruchomości.

Kim jest zbieraczka z Poznania?

Niewiele wiemy o przeszłości 70-latki. Jej sąsiedzi twierdzą, że jest nietypową zbieraczką, bo pomimo życia na klatce schodowej udaje jej się zachować pozory normalnego funkcjonowania. Dużo czasu spędza w mieście. Lubi spacerować i czytać. Udziela się też społecznie. Była członkiem jednej z obwodowych komisji wyborczych podczas ostatnich wyborów samorządowych.

W rozmowie z nami 70-latka utrzymuje, że na co dzień radzi sobie bardzo dobrze. Śniadanie kupione w pobliskim sklepie, a jest to przeważnie bułka z serkiem, czasem też herbata. Chętnie odwiedza stoiska z darmowymi książkami, czyta też pisma branżowe artystów plastyków, wśród których ma mieć dużo kolegów z dawnych lat. Nie studiowała jednak w Akademii Sztuk Pięknych.

- Ona nie jest głupią kobietą, czasami jak słyszę, jak rozmawia z innymi to mówi mądrze, ale ma tę chorobę, że jest zbieraczem i zbiera śmieci – mówi sąsiadka pani Monika.

Co to jest syllogomania?

Syllogomania, czyli zbieractwo to zaburzenie psychiczne, które występuje w kwalifikacjach medycznych. Polega na zbieraniu wyrzuconych przez innych rzeczy w ilościach przekraczających metraż mieszkania, czy innej powierzchni. Zbieracze, swoje znaleziska próbują układać i segregować. Próby przekonania ich do pozbycia się przedmiotów odbierają jako atak na nich i ich dobytek.

- Trzy lata temu mój wujek miał problem z alkoholem i nigdzie nie pracował. Ta pani płaciła mu niewielkie sumy za to, żeby użyczał jej pokój w mieszkaniu. Żeby też tam znosiła wszystkie swoje rzeczy – mówi pani Agnieszka. I dodaje: - Potem doszło do eksmisji. Gdy przyjechał samochód i mieszkanie było opróżniane ona bardzo histerycznie na to zareagowała. Zaczęła wyciągać rzeczy z samochodu i krzyczeć, że to jest jej i mają tego nie wynosić. Ona w pewnym momencie zajmowała nawet piwnice innych lokatorów. Było to zgłaszane do administracji i administracja sprzątała piwnice, przymusowo. Ale i tak problem wraca.

Co robią urzędnicy?

Kilka miesięcy temu administrator budynku, a także miasto wysłali pisma do miejskiego ośrodka pomocy rodzinie, prosząc o pomoc dla 70-latki i jej sąsiadów. Chcieliśmy dowiedzieć się jakie ośrodek podjął w tej sprawie działania. W okolicach domu 70-latki spotkaliśmy się z rzeczniczką MOPR-u.

- Za każdym razem oferujemy pomoc takim osobom, natomiast takie osoby muszą się na taką pomoc zgodzić. Nie jesteśmy w stanie nikogo zmusić – tłumaczy Bogna Kisiel, rzeczniczka Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Poznaniu.

Podczas naszej rozmowy z rzeczniczką pojawiła się 70-latka. Kobieta przyznała, że pracownice socjalne odwiedzały ją w przeszłości w sprawie świadczeń finansowych, ale pomocy nie dostała, bo miała mieć za wysoką emeryturę.

70-latkę zapytaliśmy, czy była rozmowa z urzędnikami o jej sytuacji, o tym, że mieszka na klatce. Emerytka zaprzecza. Po chwili wyjaśniła, że pomocy nie chciała przyjąć.

Co jeśli ktoś odmawia pomocy?

Jeśli osoba, która wymaga pomocy jej odmawia to MOPR może zawiadomić sąd. W tym przypadku jednak tak się nie stało. Sytuacja dla służb jest patowa. Komplikuje ją fakt, że 70-latka sumiennie płaci czynsz i opłaca media. Problem zbieractwa jednak u niej tak się nasilił, że miasto w końcu wypowiedziało emerytce umowę najmu. Kiedy lokalu nie opuściła złożyło pozew do sądu o jej eksmisję.

- Sąd ustalił, że pani robiła remont mieszkania. Miało miejsce zalanie piwnicy. Wypowiedziano stosunek najmu pomieszczenia gospodarczego, gdzie przechowywana była część rzeczy. Sąd wskazał też na to, że zachowanie w postaci przechowywania, składowania rzeczy m.in. w częściach wspólnych nie miało charakteru rażącego. Wziął pod uwagę ilość, częstotliwość i czas trwania przechowywania – stwierdza Marta Michałek, sędzia Sądu Rejonowego Poznań-Stare Miasto.

- Jak składaliśmy pozew to przedstawiliśmy dokumentację fotograficzną – mówi Łukasz Kubiak, rzecznik Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych w Poznaniu.

Wśród zdjęć była m.in. fotografia uchylonych drzwi, gdzie widać śmieci pod sufit.

Rzecznik ZKZL dodaje, że sąd miał wiedzę, że pani nie wchodziła do mieszkania, tylko żyła na klatce schodowej.

- Dlaczego sąd nie badał kwestii, czy mamy do czynienia z zaburzeniem psychicznym? Dlaczego nie powołano biegłego, by sprawdził, czy pani jest w stanie zadbać o swój los, skoro żyje na klatce schodowej, bo śmieci są dla niej ważniejsze i zapełniają jej całe mieszkanie?

- Pytając, dlaczego pani chce ode mnie uzyskać ocenę. Nie mam uprawnień. To jest prerogatywa sądu odwoławczego, przecież złożono apelację. Będą zarzuty apelacyjne i one będą rozpoznawane – mówi sędzia Marta Michałek.

O sytuacji 70-latki postanowiliśmy powiadomić urząd miasta. Prezydenta jednak nie zastaliśmy, a żaden z trojga zastępujących go wiceprezydentów pomimo naszych próśb nie był nam w stanie poświęcić nam nawet kilku minut bez wcześniejszego umówienia spotkania. Nasz apel o pomoc dla 70-latki przekazaliśmy kierownikowi biura prasowego.

- Nie mamy już, gdzie się udać. Co dalej z tą kobietą? To jest człowiek i należy się nim jakoś zająć – słyszymy od sąsiadów.

- Stwarza zagrożenie dla nas i dla siebie. Czujemy się bezsilni – dodaje jedna z sąsiadek.

podziel się:

Pozostałe wiadomości