Kiedy przyjechało pogotowie, Violetta nie żyła już od wielu godzin. Jej opiekunka miała półtora promila alkoholu we krwi. W dniu śmierci Violetty, w jej domu odbywała się libacja alkoholowa. - Ona wcale nogi nie miała złamanej. Normalnie chodziła, jadła. Nogę stłuczoną miała tylko. Mówiłem pani Budzyńskiej, żeby wezwała lekarza, ale odpowiedziała: Violetka żadnych lekarzy nie potrzebuje - opowiada znajomy artystki. Na libacje do domu Violetty, chodzili najróżniejsi mieszkańcy Lewina, nikt nie zauważył, że Violetta potrzebuje pomocy. - Opiekunka Violetty Villas została przesłuchana w charakterze świadka. Jej zeznania, w zakresie tego w jaki sposób tłumaczyła brak udzielenia pomocy pani Violeccie Villas są mało przekonujące - mówi Ewa Ścierzyńska z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy. Mimo wciąż nierozstrzygniętej sprawy spadkowej, opiekunka nie ma skrupułów, aby mieszkać w domu Violetty. Jest w posiadaniu testamentu, jaki sporządzono w obecności notariusza. - To jest dla mnie skandal, że w ogóle uzurpuje sobie prawo do pobytu tam. Wiadomo, że Violetta podpisywała te papiery w momencie gdy była przez Budzyńską wyrwana ze szpitala. A to już jest nieludzkie, bo wiedziała w jakim Violetta jest stanie - komentuje sytuację Bożena Drużyńska, przyjaciółka Violetty Villas.