- Obuwie, odzież, telefony – wylicza pani Maria, mama M. Jej syn wynosił z domu sprzęt RTV i rzeczy, należące do starszego brata. Kiedy „był na głodzie” robił się agresywny. – Wpadał w histerię, krzyczał – mówi kobieta. Dziś o uzależnieniu syna potrafi już mówić spokojnie. Najgorzej wspomina pierwszy raz, kiedy M. nie wrócił na noc do domu. - Potem już zawsze nudziłam się w nocy z lękiem, czy jest w swoim pokoju – mówi kobieta. Jej syn uzależnił się bardzo szybko. – Potrafił patrzeć na mnie takim wzrokiem, jakby w ogóle nie rozumiał, co do niego mówię. Ale były też takie momenty, kiedy płakał i przepraszał – wspomina pani Maria.
M. pisał też do mamy listy. A w nich: „Mamusiu przepraszam, kocham cię”. Jednocześnie uzależniał się coraz bardziej. W końcu przestał chodzić do szkoły. – Nie ukrywałam, że to z powodu uzależnienia – mówi jego mama. M. coraz częściej nie wracał na noc do domu, a rodzice zgłaszali jego zaginięcia na policji. – W końcu wpadłam na pomysł, żeby pisać do niego listy. Nie zawsze odpisywał. Ale kiedy już pisał, to prosił o pomoc – wspomina pani Maria. Jej syn przyznawał, że musi się zmienić. „Bo inaczej, będzie już za późno. Nie bądź zła. Odpisz mi” – nalegał. M. czuł się coraz gorzej, tracił kontakt z rzeczywistością. Matka wzywała do niego pogotowie.
Marii udało się namówić syna na terapie. Razem z mężem i starszym synem bardzo go pilnowali, kiedy trzeźwiał. Pani Maria nawet zabierała go ze sobą do pracy. - Najważniejsza jest miłość i wiara w to, że nie ma złych dzieci. Najpierw rodzic musi sam zgłosić się do specjalisty i nauczyć rozmawiać z dzieckiem. Drugi krok, to nie wstydzić się mówić o tym problemie. Trzeci: po prostu walczyć. Walczyć i wierzyć we własne dziecko – mówi pani Maria.
M. powtarza klasę. Jest pod opieką terapeutów.