Centrum Polski, 40 km od stolicy. Jedno z wyrobisk oficjalnie poddanych rekultywacji. Zdjęcia w reportażu dokumentują proceder, o którym od lat mówi się w branży śmieciowej, ale niewiele osób przedstawiło na niego twarde dowody. Zgodnie z prawem w tym miejscu można składować jedynie betonowe odpady, gruz i minerały. Tymczasem nawet z odległości kilkuset metrów można zauważyć nie tylko śmieci, ale agresywne ekologicznie artykuły elektroniczne, w tym monitory i kineskopy. - Z tego materiału wynika, że wspólnie z odpadami mineralnymi są tam odpady zawierające znaczną część surowych odpadów komunalnych, które są nielegalnie składowane. Urzędnicy unijni z pewnością nałożyliby karę – mówi dr Lidia Sieja, Instytut Edukacji Terenów Uprzemysłowionych. Po kilkumiesięcznej trudnej obserwacji, mając wreszcie w ręku nagrania nie budzące wątpliwości, pokazaliśmy je urzędnikom odpowiedzialnym za przestrzeganie surowych norm ekologicznych na tym obszarze. - To kompletny brak wyobraźni. To nie mieści się w głowie – przyznaje Antoni Jan Tarczyński, starosta miński. Mimo że tuż przed naszą kolejną wizytą firma w popłochu zdążyła przykryć najbardziej agresywne odpady kilkoma ciężarówkami gruzu nie udało się ukryć gromadzonych tu nielegalnie przez co najmniej kilka miesięcy zwykłych śmieci. Prof. Piotr Hewelke z SGGW jeden z najwybitniejszych polskich ekspertów od gospodarki odpadami domyślał się istnienia tego procederu od kilkunastu lat, ale dopiero teraz zobaczył go na własne oczy. - Myślę, że takich miejsc na dużą skalę jest kilkadziesiąt, może kilkaset. Na mniejsza skalę kilkadziesiąt – uważa prof. Piotr Hewelke, SGGW. Przedsiębiorcy próbujący walczyć z nieuczciwą konkurencją od kilku lat alarmują państwowe służby o kolejnych firmach utylizacyjnych, które zdobywają rynek za darmo upychając śmieci w nielegalnych miejscach. Dotychczas wszystkie te sygnały pozostawały bezskuteczne. - Produkuje się ok. 15 milionów ton odpadów rocznie. Ewidencjuje się 10 milionów ton. Reszta się gdzieś ulatnia. Tych najgroźniejszych nie widzimy, są gdzieś pod ziemią zasypane – mówi Krzysztof Kawczyński, Krajowa Izba Gospodarcza. Reporterzy UWAGI! wezwali na miejsce znalezionego nielegalnego wysypiska policję. Składamy zawiadomienie o przestępstwie i prosto z nagraniem jedziemy do starosty otwockiego, który przyznał koncesję na transport odpadów firmie Lekaro. To jej emblematy widnieją na ciężarówkach zrzucających śmieci. Firma Lekaro niskimi cenami odbioru śmieci dynamicznie zawojowała rynek Warszawy i okolic. - Musi nam firma wyjaśnić dlaczego tam się znalazły śmieci. Taka firma nie zasługuje na zaufanie społeczne. Jeśli fakty się potwierdzą, będę za tym, żeby cofnąć koncesję – powiedziała Bogumiła Więckowska, starosta otwocki. Chcąc zweryfikować podejrzenia reporterzy wjeżdżają do bazy firmy Lekaro, by na własne oczy zobaczyć, co dokładnie ładuje się na ciężarówki, które później kończą kursy na wyrobisku poddanemu rekultywacji. Niestety, właściciele firmy zaczęli niszczyć sprzęt ekipie TVN. Jeden z synów właściciela urywał lampę kamery. Dziennikarzom zabrano też kamerę, która wyjątkowo rozdrażniła właścicieli firmy Lekaro. Choć z pomocą policji samą kamerę odzyskaliśmy, to kasetę, na której był zapis naszych ustaleń właściciele firmy skutecznie przed nami ukryli. Właściciele firmy uniemożliwili nam zrobienie większości zaplanowanych zdjęć, ale podczas zamieszania jednemu z naszych operatorów udało się nagrać zaplecze firmy. Zdjęcia te pokazaliśmy później ekspertom ochrony środowiska. Zapraszamy do obejrzenia całości reportażu.Zobacz też stanowisko firmy Lekaro.