Pan Grzegorz jest alkoholikiem. Od pięciu lat zajmuje mieszkanie komunalne na warszawskim Grochowie. Nie dość, że całkowicie je zaniedbał, to lokal stał się przytułkiem dla bezdomnych. Problem z tygodnia na tydzień narasta. Bezradni mieszkańcy bloku zwrócili się o pomoc do redakcji Uwagi!
- To melina, tam każdy, kto chce, robi, co chce. Najpierw grał głośno muzykę. Później zaczęli przychodzić bezdomni, śpią tam czasem po ośmiu. Jak nie mieszczą się w mieszkaniu, to śpią na klatce. On potrafi zalać mieszkanie i tego nie pamiętać, albo odkręcić gaz. Boimy się o bezpieczeństwo – przyznaje Krzysztof Barcicki.
- Zanim wejdę na klatkę wkładam rękawiczki, albo biorę chusteczkę. Rozglądam się, czy jakiś pan leżący na klatce nagle nie wstanie i nie zacznie czymś wymachiwać. Staram się nie dotykać ścian, które są umazane kałem – mówi Magdalena Góralska.
Takie sytuacje są codziennością.
- W zeszły weekend słyszę krzyki, hałasy, butelki się przewracają. Drzwi do mieszkania były otwarte, wszedłem zobaczyć, co się stało. Wszędzie była krew – opowiada Barcicki.
- Przyszli do mnie bandyci i mnie okaleczyli – tłumaczył pan Grzegorz. - Jak widzę bezdomnego jak mogę zostawić go na ulicy? – dodał.
Interwencja urzędników
Po naszym telefonie do burmistrza dzielnicy na miejsce przyjechali urzędnicy oraz pracownicy ośrodka pomocy społecznej.
Pan Grzegorz dostał mieszkanie od miasta, co miesiąc otrzymuje też pieniądze z pomocy społecznej.
- ZGM rozważa wystąpienie do sądu o eksmisję – zapowiedział w obecności mieszkańców Michał Szweycer z Urzędu Dzielnicy Praga-Południe.
- Czemu ZGM tyle czasu rozważa ten problem skoro problem trwa trzy lata? – dopytywała jedna z mieszkanek.
W kolejce na mieszkanie komunalne w dzielnicy czeka około 400 rodzin.
Bezdomni
Pan Grzegorz miał kuratora sądowego, ale sankcje się skończyły. Zanim zaczął pić, pracował jako ratownik medyczny w karetce pogotowia. Teraz często przesiaduje pod pobliskim szpitalem.
- Przygarnął mnie na trzy miesiące. Przez ten czas chyba 10 osób się tam przewinęło. On bierze byle kogo. Ktoś się przewinie pod sklepem i mówi „chodź, chodź” – opowiada jeden z bezdomnych.
Pana Grzegorza od pewnego czasu nie ma w mieszkaniu. Co się z nim dzieje? Zadzwoniliśmy do jego siostry.
- Pomagam mu od 15 lat. Co chwila wożę go na detoksy, terapie, załatwiam jego sprawy urzędowe, żeby go nie wyrzucili z mieszkania. To jest zamknięte koło. Teraz też jest na lekach, żeby przestał pić. Jesteśmy bezradni i nie dziwię się sąsiadom. Szans dostał tyle, że tego się nie da opisać, i od wspólnoty, i ode mnie.
„Potrzebne jest ubezwłasnowolnienie”
W bloku większość lokali to mieszkania własnościowe, zaledwie pięć należy do miasta.
- Musimy zapewnić ludziom mieszkania, łącznie z takimi lokatorami jak pan, który powoduje problemy swoich sąsiadów. Od kilku tygodni sprawa jest analizowana przez zakład gospodarowania nieruchomości pod kątem wypowiedzenia umowy i złożenia wniosku o eksmisję. Prawdopodobnie ten pan potrzebuje profesjonalnego leczenia i sama zmiana mieszkania raczej tu nie pomoże – mówi Michał Szweycer.
Siostra pana Grzegorza uważa, że mężczyzna powinien przejść terapię w trybie zamkniętym.
- Potrzebne jest ubezwłasnowolnienie. Nie wyobrażam sobie innego wyjścia. Jestem w stanie taki wniosek złożyć – deklaruje siostra pana Grzegorza.
Administracja wymieniła zamki w mieszkaniu. Okazało się, że mimo nieobecności pana Grzegorza, dalej przychodzili tam bezdomni.
Dzień po naszej wizycie w urzędzie - ZGN wypowiedział panu Grzegorzowi umowę najmu mieszkania. Sprawa trafi teraz do sądu. Pan Grzegorz nadal pozostaje pod opieką ośrodka pomocy społecznej, który będzie czuwał nad leczeniem mężczyzny.