- Notuję wszystkie telefony. Chciałam przekazać policji jak najwięcej informacji, bo sądziłam, że to ułatwi sprawę wykrycia sprawcy – mówi Małgorzata Kurek, pokrzywdzona. Małgorzata Kurek jest uporczywie nękana telefonicznie tylko w pracy. Jest sekretarką prezesa spółdzielni mieszkaniowej. Od końca letnich wakacji, codziennie odbiera telefon, w którym jest wulgarnie wyzywana i bezpodstawnie oskarżana o romans ze starszym od niej mężczyzną. Dzwoniący telefon wzbudza w niej przerażenie i strach. - Ja się boję, bo osoba dzwoniąca w tych telefonach mówiła, o której szłam do pracy, co robiłam, że byłam w kościele, z kim mieszkam, wie, że z mamą przebywam. Zaczęłam się coraz bardziej obawiać. Rozmawiała i z komendantem komisariatu, i zastępcą naczelnika, i z panią, która prowadzi tę sprawę. Mówiłam, że się boję. Pewnego dnia usłyszałam od policjanta, który przyjął na dyskietce nagrania, że on przecież ze mną nie zamieszka, co on ma mi pomóc - opowiada Małgorzata Kurek, pokrzywdzona. Pokrzywdzona już po pierwszych telefonach od stalkera zawiadomiła policję. Po kilkumiesięcznym śledztwie i przesłuchaniu kilku podejrzewanych osób, dochodzenie umorzono z powodu niewykrycia sprawcy. Ustalono jedynie, że stalker dzwonił do pokrzywdzonej z tzw. telefonów na kartę. Obecnie numery są nieaktywne. To jednak nie oznacza, że nie można stalkera namierzyć. - Każdy telefon ma swój numer seryjny. Podczas wykonywania połączenia, operator ten numer otrzymuje. Jeżeli mówimy o sprawie kryminalnej, to na wniosek policji, prokuratury, operator ma obowiązek udostępnić ten numer oraz wszystkie inne karty sim, które do tego telefonu były wkładane kiedykolwiek – tłumaczy Maciej Bębenek, ekspert ds. telekomunikacji. Małgorzata Kurek złożyła zażalenie od decyzji prokuratora. Nadal zapisuje każdy telefon od niezidentyfikowanej przez śledczych osoby. - Ten materiał dowodowy na pewno o takie decyzje zostanie poszerzony i o takie dowody. W tej chwili tego nie ma - przyznaje Magdalena Ziobro, prokurator. Pokrzywdzona podejrzewa, że stalkerem jest żona mężczyzny, który rzekomo jest jej kochankiem. Śledczy nie sprawdzili telefonu tej kobiety. Nie sprawdzili również, ani nie porównali jej głosu z głosem nagranym przez pokrzywdzoną. Zrobili to reporterzy UWAGI! Badanie pokazało, że głos się zgadza. - Te rozwiązania pozwalają uzyskać ponad 90 procentową pewność, że mamy do czynienia z tym samym nagraniem – zapewnia Zbigniew Marcinkowski.