- Inspektorzy weszli do środka i widok mieszkania przeszedł najśmielsze oczekiwania. Wcześniej nie było można zajrzeć do środka, bo okna były pozakrywane obrazami, kocami. Większość psów była pochowana po kontach. Mieszkanie wyglądało jak wysypisko śmieci. Odkryliśmy gdzieś pod jakimiś zawalonymi krzesłami suczkę ze ślepymi szczeniakami, około dwudniowymi. W torbie materiałowej do transportu dla zwierząt, był zamknięty jeden około miesięczny szczeniak. Wszędzie było pełno transporterów do przewozu zwierząt. Tak naprawdę nie wiemy, ile zwierząt tam umarło. Chodzą słuchy, że kilka dni temu ta pani wywiozła worki z mieszkania. Kiedy tam weszliśmy, tych worków było około 10. W dwóch właściwie niepoliczalna liczba zwłok, w około ośmiu było osiem psów - mówi Joanna Repel, Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. W mieszkaniu przy ulicy Pawiej w Krakowie znaleziono 31 głodujących psów i ok. 60 rozkładających się zwłok. Zwierzęta nigdy nie były wyprowadzane na zewnątrz. Anna K. przetrzymywała psy także w kilku domach pod Krakowem. Jeden z nich znajdował się w Podłężu. - Kiedy weszliśmy do Podłęża, oczom naszym ukazał się potworny widok. Najgorszy widok, to słup betonowy, do którego był przywiązany łańcuch. Ten łańcuch szedł po ziemi i kończył się w stercie szmat. Pod tą stertą szmat zwłoki psa, który prawdopodobnie umierał na łańcuchu, konał z głodu i chorób. Kilka psów było zamkniętych w klatkach przypiętych do nich smyczą, po niektórych została tylko obroża. Umarły bez szans na ratunek – dodaje Joanna Repel. Prokuratura postawiła Annie K. zarzut znęcania się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem. Anna K. na co dzień pracownica Muzeum Czartoryskich w Krakowie, od trzech lat jest także prezesem fundacji „Ludzie zwierzętom w potrzebie”. Fundacja organizowała akcje adopcyjne zwierząt, prowadziła przytuliska dla bezpańskich psów i kotów. - Na początku robiła bardzo dobre wrażenia, bo gdyby było inaczej, to ani ja, ani moje koleżanki, na pewno nie przyłożyłybyśmy ręki do pomocy pani Ani. Wzbudzała zaufanie. Wierzyłyśmy w to, że to osoba oddana psom – mówi Wiesława Włodarczyk, wolontariuszka współpracująca z Fundacją Anny K. Do tej pory odkryto pięć miejsc, w których Anna K. przytrzymywała psy. Wolontariusze fundacji nie mieli do nich wstępu. Często nie wiedzieli o ich istnieniu. - Wszyscy mieliśmy podejrzenia, bo psy znikały i zawsze było hasło, że psy jadą do domu tymczasowego. Nie wiedzieliśmy, gdzie niektóre psy były – przyznaje Mirosław Mucha, były współpracownik fundacji Anny K. Fundacja Anny K. zawierała umowy z kilkunastoma gminami na wyłapywanie i zapewnienie opieki bezdomnym zwierzętom. Gminy płaciły za usługę, ale często nie wiedziały, dokąd trafiały psy i koty z ich terenu. Jedno z przytulisk mieści się w Woli Batowskiej na terenie gminy Niepołomice. - To są sytuacje trudne i nie jesteśmy w stanie kontrolować każdego budynku. Były sytuacje, że dostawaliśmy informacje i kiedy przyjeżdżaliśmy było na przykład wszystko w porządku – twierdzi Szymon Urban, Urząd Miasta i Gminy Niepołomice. W ubiegłym roku zamknięto przytulisko w Kłaju. Sąd skazał Annę K. za znęcanie się nad zwierzętami, ale ukarał tylko grzywną w wysokości 1,5 tys. zł. Nie zakazał jej jednak posiadania zwierząt. Dlatego wiele gmin nie przerwało współpracy z jej fundacją. Na podstawie umów tylko z dwiema gminami Anna K. zarobiła w ciągu dwóch lat 150 tys. zł. - Znęcanie mogło dotyczyć innych przypadków, a nie schroniska, które nas obsługiwało. Po sprawdzeniu formalnych dokumentów, zdecydowaliśmy się na wybór tego schroniska. Dobro zwierząt jest też istotne, ale te działanie wykonuje się w kontekście całości funkcjonowania, bezpieczeństwa mieszkańców. Dlaczego mieliśmy mieć podejrzenia, skoro do tej pory wszystko dobrze funkcjonowało – mówi Wiesław Sapalski, zastępca wójta gminy Mogilany Inspektorzy Krakowskiego Towarzystwa Opieki wciąż szukają kolejnych miejsc, w których mogą nadal być przetrzymywane psy. Anna K. została aresztowana, nie przyznaje się do winy. Prokuratura postawiła jej zarzut znęcania się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem, za co grozi jej do trzech lat więzienia.