Uczniowie i dopalacze

TVN UWAGA! 3634124
TVN UWAGA! 135359
„Sztywny Miś" - tak nazywał się dopalacz, który 16-letni uczeń szkoły w Kazimierzu Dolnym zapalił w czasie przerwy lekcyjnej. Nastolatek dostał drgawek, zaczął wymiotować i stracił przytomność. Tylko szybka interwencja nauczyciela i lekarzy zapobiegła prawdopodobnie większej tragedii.

- Odpaliłem lufkę, zapytał się, czy dam ”maszka”. No i zapalił jednego, takiego konkretnego. No i usiadł później na ławce. Później słabo mu się zrobiło. I przyjechała karetka. Ja tak jakby szum w głwoie miałem. Paliłem to może ze cztery razy, ale takich skutków jak on to ja nie miałem - opowiada kolega Mateusza. W czasie przerwy, Mateusz zapalił dopalacz. Nie spodziewał się skutków, jakie wywołała substancja. - Z jednej strony było mi zimno, chwilę później robiło mi się ciepło. Jadłem, później zwracałem, nie mogłem jeść. No i nie wiem, i po pewnym czasie zemdlałem. I miałem małe przebłyski. Takie, że widziałem niektóre sytuacje tylko - opowiada Mateusz. Mateusz miał problem z nadużywaniem marihuany, dlatego trafił do Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii. Do tej pory jego terapia przebiegała bez zastrzeżeń, a Mateusz nie brał żadnych środków odurzających. - W pierwszej klasie gimnazjum pierwszy raz marihuanę zażyłem. Raz na jakiś czas zdarzyło mi się zapalić, a od drugiej klasy gimnazjum to jakoś tak weszło w nawyk, że wychodziliśmy gdzieś na zewnątrz z kolegami, gdzieś pochodzić czy coś, i to było, nie wiem, na porządku dziennym, żeby zapalić sobie. Od roku nie zażywałem jakichkolwiek substancji psychoaktywnych. Może właśnie stąd taka... Tak zareagował mój organizm po tak długim okresie abstynencji - mówi Mateusz. Chłopak rozpoczął właśnie naukę w nowej szkole. Opiekunowie postanowili zmienić środowisko, w którym przebywał. Chłopiec, który przyniósł dopalacz do szkoły został wydalony ze szkoły, prokuratura postawiła mu zarzut narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia swojego kolegi.

podziel się:

Pozostałe wiadomości