U matki nie czeka jej nic dobrego

Mała Ola z powodu niedbalstwa rodziców o mało nie spłonęła żywcem. Przeżyła, ale do końca życia musi poddawać się skomplikowanym zabiegom. Czas dzieli między dom dziecka i szpital. Jej matka chce odzyskać córkę.

Dwa lata temu całą Polską wstrząsnęła tragedia dwuletniej Oli z podkieleckiej wsi. Dziewczynka pozostawiona w domu bez opieki bawiła się zapałkami. Od ognia zajęła się jej letnia sukienka. Ola bardzo ciężko się poparzyła. Jej matki nie było wówczas w domu, ojciec podobno pił pod sklepem. Po wypadku sąd odebrał rodzicom prawa rodzicielskie, Ola znalazła się w domu dziecka w Kielcach. Historię Oli obszernie relacjonowały media i wkrótce setki Polaków zaoferowały pomoc finansową. Kiedy na koncie uzbierało się około dwóch milionów złotych i znalazło się małżeństwo, które zapragnęło adoptować dziecko, nagle przypomnieli sobie o nim rodzice. Barbara M., matka Oli, zablokowała proces adopcyjny. Kobieta nigdy nie odznaczała się nadmiarem instynktu macierzyńskiego. Miała w swoim życiu wielu partnerów, którym zostawiała w spadku dzieci i odjeżdżała. Pod Krakowem mieszka jej były mąż z dwójką nastoletnich chłopców: opuściła ich, gdy mieli po 1,5 roku i 3 miesiące. Sama wychowała się w sierocińcu. Zaadaptowała ją Czesława U. Dziś starsza pani wychowuje dorastającego syna Barbary M. Pawła. - Miała 15 lat, jak go urodziła – opowiada przybrana matka Barbary M. – Takie życie miał, że nie daj Boże. Cały czas chodził obeszczany, brudny, głodny. Trzy razy był w szpitalu. - Matka traktowała mnie jak zabawkę – mówi Paweł. – O podłogę mną rzucała, o ścianę. Jeść nie dawała. Wcale jej to nie obchodziło, że płakałem z głodu. Poszukiwania Barbary M. trwały długo - dziennikarka UWAGI! wędrowała od ośrodka dla bezdomnych w Warszawie, przez kolejną noclegownię Monaru, do małego miasteczka pod stolicą, gdzie teraz mieszka z nowym mężczyzną. Chętnie rozmawia z reporterką. - Bardzo kocham moją córkę, to najbliższa mi osoba na świecie – mówi. – Nie zgodzę się na adopcję, która rozdzieli nas na całe życie. Będę się odwoływać do różnych instytucji, nawet do sądu europejskiego w Strasburgu. Zapewnia, że postara się o zabezpieczenie dobrobytu Oli: postara się o zasiłek i zapomogę. Mówi, że tylko z nią Ola czuje się dobrze: gdy odwiedzała ją w szpitalu, córka lgnęła do niej, płakała, gdy wychodziła i prosiła, by zabrała ją z sobą. - Matka Oli nie pojawiła się u niej od sierpnia ubiegłego roku – mówi opiekunka dziewczynki z domu dziecka w Kielcach. – A kiedy ją odwiedzała, to nie było widać, by Ola garnęła się do mamy. I żegnała ją bez żalu. Ola dzieli swój czas na pobyt w domu dziecka i częste wizyty w szpitalu, gdzie poddawana jest bolesnym zabiegom. Konieczne są częste skomplikowane operacje, bo Ola rośnie i rozrasta się też zabliźniona skóra, co uniemożliwia normalne poruszanie się. Najprawdopodobniej do końca życia będzie musiała przechodzić co jakiś czas podobne zabiegi – naświetlania, przeszczepy. Pragnienie jej zaadaptowania wyraziło polskie małżeństwo w USA. Ola już dawno mogłaby trafić do nowego domu, gdyby nie opór matki. - Głęboko wierzę, że sędziowie podejmą rozsądną decyzję – mówi opiekunka Oli. – W domu rodzinnym nie czeka na nią nic dobrego.

podziel się:

Pozostałe wiadomości