Malwina poszła z kolegami do popularnych wśród bytomskiej młodzieży pustostanów. Początkowo siedzieli rozmawiali, potem zaczęli biegać. Dziewczynka potknęła się i spadła z trzeciego piętra.
- Szedłem, jako pierwszy, Malwina była za mną. Jak się odwróciłem to już leżała na ziemi – relacjonuje jej kolega Kacper Kuna. I dodaje. - Dotykałem jej nóg powiedziała, że nic nie czuje. Bardzo się wystraszyłem.
- Najbardziej bolesne było to, jak lekarze powiedzieli, że ona może nie przeżyć – dodaje Dawid Pawelec, kolega Malwiny.
Malwina jest sparaliżowana
Dziewczyna ma złamany kręgosłup i zmiażdżony rdzeń kręgowy, jest sparaliżowana od pasa w dół.
Malwina skończyła 14 lat i jest najstarszą córką pani Małgorzaty. Ma dwóch młodszych braci. Zawsze uśmiechnięta, energiczna. W trudnych chwilach dodawała mamie otuchy. A miały ich niemało. Na początku roku rodzina wróciła do Polski z Niemiec, by zacząć „od nowa”. Pani Małgorzata jest w trakcie rozwodu z ojcem synów.
- Mam jeszcze dziecko w brzuchu. Ale nie potrafię się nad tym skupić. Żyję tylko Malwiną, tym, co się stało i wielkim bólem serca m.in. do Bytomskim Mieszkań – przyznaje Małgorzata Cyrańska, matka Malwiny. I podkreśla. - Gdyby to było zabezpieczone, nie byłoby tej tragedii.
Koledzy Malwiny przekonują, że nie mieli świadomości zagrożenia.
- Nie było tabliczki ostrzegawczej. Przeszliśmy wszystkie cztery budynki i nie było ani jednego znaku – mówią.
Malwina dobrze pamięta, dzień, kiedy doszło do tragedii.
- Wbiegłam na balkon i poślizgnęłam się o szkło. Poczułam, jak obiłam się kręgosłupem o balkon. A gdy na ziemi już byłam na brzuchu. Rękoma mogłam normalnie ruszać. Nie czułam, że coś sobie połamałam, ale nie czułam nóg – opowiada Malwina.
Lekarze długo walczyli o zdrowie i życie dziewczyny.
- Sama operacja trwała sześć godzin. Było trzech chirurgów, czwartego ściągali z Krakowa – zaznacza Małgorzata Cyrańska.
Brak zabezpieczeń
Kiedy 11 dni później byliśmy z kamerą Uwagi! w miejscu, gdzie doszło do wypadku nadal można było się po tym terenie swobodnie poruszać.
W budynkach mieściły się, kiedyś hotele robotnicze. Teraz pustostany są własnością miasta, które miało je remontować na mieszkania komunalne. Pieniądze przesunięto na inne inwestycje, a budynki stoją niezabezpieczone.
- Widać, że kiedyś były zabezpieczenia, ale mamy do czynienia z biednym społeczeństwem. Każdy kawał pręta potrafią wyrwać – mówi mgr inż. Piotr Bień, architekt, ekspert budowalny. I zaznacza.
- Kiedyś budynek był użytkowany. Miał drzwi, okna, balustrady, teraz nie ma niczego, wobec tego jest bardzo niebezpieczny. W tym budynku strach się poruszać.
Jak powinno się zabezpieczyć pustostany?
- Minimum to zamurować otwory na poziomie parteru. I to wszystkie, łącznie z oknami. Najlepiej właśnie zamurować, bo zabicie płytą OSB też umożliwia łatwe wejście – mówi mgr inż. Piotr Bień.
Drugiego dnia naszej obecności w pustostanach pojawili się robotnicy. Zabezpieczali teren zawieszając tabliczki ostrzegawcze, wydzielali go tez taśmą.
- Reakcja jest nie tylko spóźniona, ale nieadekwatna, bo czym jest przybijanie tabliczek? – wskazuje Bieleń.
„Budynek nie jest niebezpieczny”
Postanowiliśmy sprawdzić, dlaczego Bytomskie Mieszkania przez lata nie zabezpieczyły budynków i nawet po tragicznym w skutkach wypadku nie dostrzegają problemu.
- Zabezpieczenie budynków wymagane jest zgodnie z polskim prawem, kiedy budynek grozi zawaleniem lub jest przeznaczony do rozbiórki. A ten budynek przeznaczony jest do remontu, nie grozi zawaleniem, czyli bezpośrednie przebywanie w jego otoczeniu, nie grozi żadnym nieszczęściem, czy wypadkiem. W tym przypadku nastąpił nieszczęśliwy wypadek, gdzie osoby weszły w miejsce, gdzie nie powinny się znajdować – stwierdza Andrzej Lorek, dyrektor Bytomskich Mieszkań.
Zdaniem Lorka budynek nie jest niebezpieczny.
- Z posiadanej przez nas dokumentacji nie wynikał obowiązek zabezpieczenia tych budynków w sposób specjalny. Sam budynek nie jest niebezpieczny – twierdzi Lorek.
Podkreśla też, że w tym przypadku był to nieszczęśliwy wypadek.
- Olbrzymia tragedia dla tej dziewczynki i jej rodziny. Nie zmienia to faktu, że spaść można też z przydrożnego drzewa, czy z płotu i zrobić sobie krzywdę – mówi.
Ponadto Lorek twierdzi, że budynek był oznakowany.
Śledztwo prokuratury
Prokuratura rozpoczęła śledztwo, które ma ustalić przebieg wydarzeń.
- Podejmę niezwłoczne kroki w celu wyjaśnienia tego stanu i ewentualnie wszczęcia kolejnego postępowania, jeżeli będzie zachodziło uzasadnione podejrzenie popełnienia takiego czynu po stronie właściciela bądź zarządcy budynku – mówi Dorota Nowak z Prokuratury Rejonowej w Bytomiu.
Po dwóch tygodniach Malwina z OIOM-u została przeniesiona na oddział rehabilitacji. Mama jest z nią przez cały czas, karmi ją, myje, masuje, czyta, ćwiczy ręce, śpi obok na materacu.
Marzeniem nastolatki jest powrót do domu.
Potrzebna pomoc
Niestety dziewczyna po leczeniu nie ma gdzie wrócić. Mieszkanie komunalne, gdzie pani Małgorzata mieszka z dziećmi nadaje się do generalnego remontu. Trzeba je jeszcze przystosować na potrzeby osoby na wózku inwalidzkim. Kobieta nie ma też wystarczających środków na utrzymanie. Jest w trakcie rozwodu, do czasu jego zakończenia wstrzymano jej wypłatę pieniędzy z programu 500+. Nie dostaje alimentów i zasiłku rodzinnego.
- Od dwóch miesięcy pomaga mi tylko MOPS. To jest pomoc typu zasiłek okresowy, celowy i środki czystości. Na tyle mi pomagają na ile ich stać, jakie mają fundusze – mówi Cyrańska.
Po naszej interwencji zgłosił się rzecznik urzędu miasta w Bytomiu, który przekazał, że prezydent po zapoznaniu się z naszymi ustaleniami wyjaśni wszystkie niejasności dotyczące zabezpieczenia budynków. Rodzina dostanie także mieszkanie komunalne przystosowane dla Malwiny, która po wyjściu ze szpitala będzie się poruszać na wózku.
Ze względu na trudną sytuację materialną przyjaciele dziewczyny założyli jej konto na Facebooku.
Osoby, które chcą wesprzeć Malwinie mogą wejść na jej profil na Pomagam.pl.