„Walczymy”
Udaliśmy się do Siadła Dolnego, gdzie ludzie sami się organizują i próbują ratować ryby z Odry.
- Walczymy. Chłopaki zbierają te żywe ryby, bo tlenu w wodzie jest zero. Gdy wrzucamy je do tego zbiornika, to od razu odżywają - mówi mężczyzna, którego spotykamy przy rzece. I dodaje: - Niedługo ma przyjechać straż pożarna z Kołbaskowa, którą pomogła zorganizować pani wójt. Dzwonimy też po ludziach i szukamy pomp. Może się uda i nam je przywiozą.
- Mój mąż, razem z sąsiadem, specjalnie pływają motorówkami i wzburzają wodę, żeby ją dotlenić. Na własny koszt założyliśmy pompę i próbujemy teraz zorganizować takich pomp więcej - tłumaczy mieszkanka Siadła Dolnego.
- Jakiekolwiek natlenienie tej Odry da szansę, że te ryby przeżyją - dodaje.
„Wszystko jest pozamykane”
Mieszkańcy walczą o życie Odry, bo rzeka jest dla nich niezwykle ważna. Wielu z nich z niej żyje.
- Walczymy, bo znajdujemy się teraz w Parku Krajobrazowym Dolina Dolnej Odry. Przyjeżdżają tutaj ludzie z całego województwa, są wypożyczalnie kajaków, kawiarnie, małe restauracyjki przydomowe. A teraz ludzie przestali przyjeżdżać - tłumaczy mieszkanka Siadła Dolnego.
Kobieta dodaje, że tragedia na Odrze dotknęła również ją, ponieważ niedawno razem z mężem otworzyli tu wypożyczalnię kajaków.
- Zaczęliśmy w maju i niestety już sezon zakończyliśmy - mówi właścicielka wypożyczalni. I dodaje: - Tak samo sąsiedzi z wypożyczalnią motorówek. Tam też niestety nic nie działa. Wszystko jest pozamykane. Siadło Dolne jest martwe. Ludzie się boją, ja też bym się bała, gdybym słyszała, że woda jest zatruta i nie wiadomo, co się dzieje.
„Nagle zrobiło się pusto”
Pani Agnieszka jest właścicielką gospodarstwa agroturystycznego w Widuchowej. Kilkanaście lat temu zaczęła zapraszać do siebie gości, którzy tak jak ona, pokochali to miejsce.
- W sezonie przyjmuję około tysiąca osób z wielu krajów. W tym roku mieliśmy gości aż z Singapuru czy Australii. Mieliśmy bardzo duży ruch - mówi Agnieszka Madej, właścicielka pokoi gościnnych „Aga” w Widuchowej.
- Nagle się zrobiło pusto. Pusto się zrobiło też w naszych sercach i zalała nas fala bezsilności, że nie mamy wpływu na to, co się dzieje - dodaje kobieta.
Pani Agnieszka mówi, że kocha Odrę i spędzała na niej po kilka godzin dziennie.
- Przez ostatnie kilka miesięcy codziennie witałam dzień pływając na desce po Odrze i żegnałam go o zachodzie słońca. A dziś nie wolno pływać na Odrze i nie wiemy, jak długo to potrwa - opowiada.
„Kulminacja dopiero nastąpi”
Biznesy z dnia na dzień przestały działać. Ta część Odry to jednak także mekka wędkarzy, których, z oczywistych przyczyn, już nie ma.
- Jest wypożyczalnia łodzi wędkarskich, którą w poniedziałek oficjalnie zamknąłem, bo to już nie ma sensu. Tylko 10 proc. moich klientów to byli turyści, reszta to byli zapaleni wędkarze - mówi Piotr Bugaj, właściciel wypożyczalni łodzi „Na Jazie” w Widuchowej.
- Patrząc na tę rzekę i populację ryb, która wyginęła, to szanse na to, żeby Odra się szybko odrodziła, są marne - ocenia Bugaj.
Z Odry codziennie są wyławiane martwe ryby i to w coraz większych ilościach. Fakt ten pokazuje, jak bogata i urodzajna była ta druga co do wielkości polska rzeka.
- Dziś mamy ponad 7 ton wyłowionych ryb. To jest rekord dzienny, takiego wyniku jeszcze nie było - mówi Mariusz Kirianka ze straży rybackiej, Okręg PZW w Szczecinie. I dodaje: - Mamy wyniki badań wody, robiliśmy je dosłownie 2 godziny temu i niestety to chyba nie jest koniec. Kulminacja dopiero nastąpi.
- Wyniki badań pokazują, że w wodzie nie ma w ogóle tlenu. Wynika to z dużej ilości materii organicznej, która spływa do nas z góry rzeki. Chodzi po prostu o martwe ryby, które zdążyły się już częściowo rozłożyć. Dopóki ta woda nie przepłynie do Bałtyku, to cały czas będziemy wyławiać te ryby - ocenia Kirianka.
„Zadłużenie rośnie”
Na to, co płynie w dół rzeki, z niepokojem patrzy pan Paweł, rybak z jeziora Dąbie, który w swojej rodzinie jest już trzecim pokoleniem zajmującym się połowem ryb.
- Od kiedy pojawił się alert zakazujący spożywania ryb, nagle wszystko zawaliło się jak domek z kart. Nasz sezon jest krótki - zaczyna się w kwietniu i kończy w październiku. Straciliśmy już pół sierpnia. Jeżeli ten okres przedłuży się na wrzesień, to zostaniemy bez pieniędzy na zimę. Zadłużenie rośnie - mówi Paweł Piotrowski, prezes Stowarzyszenia Rybaków i Przedsiębiorców z Dąbia.
Piotrowski szacuje, że przez postój w pracy miesięcznie traci około 50 tys. złotych.
„Marzę, żeby ludzie nie zapomnieli o Odrze”
Pan Paweł otworzył niedawno smażalnię, miał spory ruch. Pomimo że nie podaje ryb złowionych w Odrze, teraz, nawet w porze obiadowej, nie ma ani jednego klienta.
- Przez tę tragedię, która wydarzyła się na Odrze, ludzie prawie całkowicie stracili zainteresowanie rybą. Takie miejsce jak nasze, gdzie można przyjść i zjeść świeżo złowioną rybę, całkowicie straciło swoją atrakcyjność - ocenia Paweł Piotrowski.
- Obawiam się, że nawet jak zakazy zostaną zniesione, to sytuacja nie wróci szybko do normy. Ludzie nie zapomną widoku tych martwych ryb pokazywanych w mediach - dodaje.
- Każdy z nas przeżył żałobę, widząc te setki, tysiące martwych ryb. Każdy z nas płakał. (…) Moim największym marzeniem jest, żeby ludzie nie zapomnieli o Odrze i nie zapomnieli o tym, że ona się kiedyś odrodzi. A my wszyscy mamy nadzieję, że to przetrwamy - mówi Agnieszka Madej, właścicielka pokoi gościnnych „Aga” w Widuchowej.
Na terenie trzech województw: dolnośląskiego, lubuskiego i zachodniopomorskiego wciąż obowiązuje zakaz kontaktu z wodą z Odry i spożywania ryb z Odry.