Toksyczne odpady w miejskich ściekach cz.1

TVN UWAGA! 135995
Przez dziesiątki lat nikt nie przejmował się ekologią i ścieki zrzucano gdzie popadnie. W dzisiejszych czasach ta sytuacja miała się zmienić. W ciągu dwudziestu lat gminy, państwo i Unia Europeska w kanalizację i oczyszczalnie ścieków zainwestowały miliardy złotych i wydawałoby się, że problem zatruwania rzek odszedł od nas bezpowrotnie. Okazuje się, że to nieprawda i ścieki, w tym także toksyczne, nadal płyną bez żadnej kontroli.

Grupowa Oczyszczalnia Ścieków w Łodzi uchodzi za największą i najnowocześniejszą w Polsce. W jej budowę przez lata wpompowano dziesiątki milionów złotych. Pieniądze pochodziły z budżetu miasta, państwa, a w ostatnich latach także z dotacji Unii Europejskiej. Ścieki komunalne z szamb trafiają do niej za pośrednictwem firm asenizacyjnych, które cysternami zwożą je do trzech punktów zlewnych. Stamtąd nieczystości płyną do oczyszczalni siecią kanalizacyjną. Dzięki informatorom, którzy wozili ścieki do zlewni wiadomo, że do oczyszczalni trafiały również ścieki toksyczne, które nie powinny się tam znaleźć. - Odbieraliśmy z ubojni flaki, nie flaki. Prócz tego jeszcze środki, tzw. agresywne: ługi, kwasy. To też szło razem do zlewni - opowiada jeden z naszych informatorów. - Świadczyliśmy usługi w wywozie wszelkiego rodzaju. Począwszy od zwykłego szamba, po kwasy, oleje, farby. Wjeżdżało się na punkt zlewny, nikt nie sprawdzał, co się wylewa – dodaje były pracownik jednej z firm asenizacyjnych. Tego typu praktyki przerażają również ekspertów, których zapytaliśmy o to jaki skutek może wywołać zrzucanie toksycznych odpadów do miejskiej kanalizacji i oczyszczalni ścieków. - To jest skażenie rzeki, skażenie wody, skażenie życia biologicznego i usunięcie ich to nie są lata, nie miesiące, ale dziesięciolecia – podsumowuje tego typu działania nasz ekspert, który nie chce ujawnić swoich danych. Zakład Wodociągów i Kanalizacji ścieki z szamb rozlicza przy pomocy specjalnych talonów, które sprzedawane są właścicielom firm asenizacyjnych. Talony zawierają informację o parametrach i ilości ścieków, a także skąd i przez kogo zostały przywiezione. Okazuje się, że ta ewidencja jest fikcją. Pieniądze za zrzucenie do kanalizacji nieczystości z szamb powinny trafić do łódzkiego Zakładu Wodociągów i Kanalizacji oraz do budżetu miasta. Legalne spuszczenie jednego metra sześciennego kosztuje 4 złote, czyli za zrzucenie 25 metrów właściciel firmy asenizacyjnej powinien zapłacić 100 złotych. Przewoźnicy wolą jednak dać łapówki skorumpowanym pracownikom łódzkich wodociągów. - Za każdym razem przed podłączeniem węża do spustu, powinno się iść do obsługującego i dać kartkę na wylew. Jeżeli nie dajemy kartki, znaczy, że wylewane jest to nieprawidłowo. A pieniądze za ten zlew bierze obsługujący zlewnię – opowiada nasz informator. Łapówka wynosi średnio trzydzieści złotych. Pomnożone przez dwadzieścia nie rejestrowanych zrzutów daje pracownikowi wodociągów sześćset złotych nielegalnego zysku dziennie. Tę kwotę trudno jednak oszacować, bo w Łodzi działa czterdzieści firm asenizacyjnych i według informatorów ścieki nielegalnie spuszczają wszystkie. - Większość przewoźników wylewa na lewo. Dają jeden, dwa kwity dziennie, a wylewa się dziesięć razy dziennie. Zawsze jak się pytam czy chcą kartkę, słyszę: po co mi ta kartka? Chcę money, money, money… - mówi kierowca cysterny. Policzmy: właściciele firm asenizacyjnych, za odebranie 25 metrów sześciennych ścieków kasują od klientów średnio 250 złotych. Dziesięć kursów dziennie to kwota 2500 złotych. Po odjęciu 300 złotych łapówek, oszustom zostaje na czysto nawet 2200 złotych dziennie. W ciągu roku nielegalny dochód sięga kilkuset tysięcy. Budżety miasta i państwa nie dostają ani grosza. - To ogniwo początkowe, to są takie płoteczki drobne, to ich szefowie, to oni obracają dziesiątkami tysięcy złoty w skali miesiąca, poza systemem. O są właściciele tych firm, to są ci, którzy w przedsiębiorstwach gospodarki komunalnej i wodociągów mają wpływ na to jak się rejestruje system przyjmowania ścieków – komentuje sytuację pracownik inspektoratu ochrony środowiska, który boi się ujawniać tożsamości. Każdy legalny zrzut ścieków musi być odnotowany w raporcie. Sprawdziliśmy ile ciężarówek w ciągu jednego dnia rzeczywiście wjeżdża na trzy łódzkie zlewnie. Kamery Uwagi! zarejestrowały 250 wjazdów na zlewnie w ciągu dnia. Tymczasem według oficjalnego raportu Zakładu Wodociągów i Kanalizacji, cysterny zrzucały ścieki zaledwie 127 razy. Oznacza to, że połowa zrzutów była nielegalna, a łódzkie wodociągi tylko jednego dnia straciły 5000 złotych.

podziel się:

Pozostałe wiadomości