„To były dwie szanse na życie. Straciłam je”

TVN UWAGA! 3774957
TVN UWAGA! 158235
- Przychodzą myśli samobójcze, ale ja mam dla kogo żyć. Mam dzieci – mówi reporterce UWAGI! Justyna Deręgowska. Kobieta miała szansę na przeszczep, ale do niego nie doszło. Wszystko dlatego, że karetka, która miała ją zawieść do szpitala, przyjechała dopiero po trzech godzinach.

- Kiedy zadzwonił telefon, że będzie przeszczep był wielki płacz. Ze szczęścia, trochę ze strachu – opowiada matka pani Justyny, Wiesława Deręgowska.

Życie 41-letniej pani Justyny jest zdominowane przez przewlekłe choroby. Kobieta cierpi m.in. na cukrzycę, niewydolność nerek i trzustki i nadciśnienie. Co dwa dni poddawana jest dializom. Co kilka godzin – bierze leki.

Tamtego dnia pojawiła się nadzieja na powrót do normalnego życia: znał się dawca i narządy do przeszczepu. Z relacji pani Justyny wynika, że około g. 14.30 kobieta pojawiła się w Płockim szpitalu. Lekarz zamówił dla niej karetkę a następnie wykonano niezbędne badania. I zaczęło się czekanie.

– Co chwila przychodził lekarz i pytał zaskoczony: „Jeszcze pani czeka?” I dzwonił, upewnić się, co z karetką. A tam zapewniano go, że jeszcze chwilę, zaraz będzie – opowiada pani Justyna.

W ten sposób upłynęły trzy godziny.

- Gdybyśmy wiedzieli, że karetka przyjedzie z takim opóźnieniem, zamówilibyśmy transport lotniczy. Albo taksówkę – mówi dr Michał Kuriga, ordynator oddziału nefrologicznego.

Do warszawskiego szpitala przy ul. Lindleya, w którym miał się odbyć przeszczep trzustki i nerki, pani Justyna dotarła po kolejnych dwóch godzinach. Na miejscu okazało się, że jest już za późno. Narządy otrzymał inny pacjent.

- To były dwie szanse na życie. I ja je straciłam – płacz pani Justyna.

Specjaliści transplantolodzy tłumaczą, że w przypadku przeszczepu trzustki bardzo ważnym czynnikiem jest czas.

Sprawę wyjaśnia dyrektor zajmujący się transportem medycznym w szpitalu.

– Firma przeprasza za tę sytuację. Tłumaczy, że ambulans, który dyżuruje non stop był w drodze do Warszawy z młodym pacjentem po wypadku. Zorganizowanie drugiego zespołu w ciągu godziny okazało się niemożliwe – mówi dyrektor ds. eksploatacyjno-technicznych wojewódzkiego szpitala zespolonego w Płocku, Grzegorz Zgorzelski.

Lekarze napisali skargę na firmę, która organizuje transport. Płocki szpital obsługuje firma Triomed. Przedstawiciele firmy nie chcieli rozmawiać z reporterką UWAGI! Rozmowy przed kamerą odmówił nawet prezes firmy.

- Czy ci ludzie chcieliby się ze mną zamienić i zobaczyć, jak żyje tak chory człowiek? – płacze pani Justyna.

Ordynator oddziału nefrologicznego przyznaje, że pacjentce nie pozostaje teraz nic poza czekaniem na kolejną szansę. - Kolejnego dawcę, który być może się znajdzie albo nie – mówi dr Kuriga.

podziel się:

Pozostałe wiadomości