Dziennikarka UWAGI! rozmawiała z Janem B. w jego prywatnym mieszkaniu. Zaskoczeniem było to, że w domu starszego, samotnego mężczyzny są zabawki, pluszowe misie – jak tłumaczył, należą do jego byłej partnerki, z którą już nie mieszka.
- Dzieci, jako obiekt seksualny mnie nie interesują. Nie są dojrzałe, nie mają wykształconych organów płciowych. Poza tym mają inną mentalność. Ja potrzebuję trochę miłości przy tym wszystkim. Seks z dziećmi jest obrzydliwy – zarzeka się Jan B.
Mężczyzna to obywatel Czech mieszkający od ponad 40 lat w Krakowie. Działał społecznie, tłumaczył z języka czeskiego, od lat pracował z młodzieżą. Był nauczycielem w nieistniejącym już Zespole Szkół Elektrycznych i kierownikiem Domu Kultury „Podwawelski”. Od 12 lat związany jest z międzynarodową organizacją YMCA, czyli Związkiem Chrześcijańskiej Młodzieży Męskiej. Był dyrektorem programowym w Krakowie, organizował zajęcia i wyjazdy dla młodzieży. Oficjalnie nie miał bezpośredniego kontaktu z dziećmi.
- Z dziećmi nigdy nie pracowałem, nigdy nie byłem tam wychowawcą ani nie byłem ich nauczycielem. Od czasu do czasu wizytowałem te zajęcia, ale zawsze byli przy tym wychowawcy. Robiłem dokumentację fotograficzną na naszą stronę internetową. Gdy zapukali do mnie policjanci, to żadnych grzeszków na sumieniu nie miałem. Tylko jeden. Ja z ciekawości ściągałem z Internetu rzeczy związane z seksem. To było tylko do mojego własnego użytku. Nikomu tego nie pokazywałem, nikomu nie rozsyłałem. Jest tam na przykład sex z dziećmi, który bardzo mi się nie podoba. Oglądałem to z czystej ciekawości. Był to mój mały nienormalny światek – mówi Jan B.
- Jeżeli ktoś zbiera tego typu materiały i mówi, że robi to z ciekawości, to niewątpliwie znajduje się w tym obszarze, który należy zaliczyć do kręgu pedofilów. To był świadomy wybór działania po to, żeby osiągnąć pewną satysfakcję, w tym przypadku seksualną – komentuje sytuację dr n.med. Stanisław Teleśnicki, psychiatra.
Do tej pory na policję nie zgłosiły się osoby, które czułyby się pokrzywdzone przez mężczyznę. Po postawieniu zarzutów przez prokuraturę został zawieszony w czynnościach służbowych. Zarząd stowarzyszenia do czasu zakończenia śledztwa nie chce komentować sprawy. Nikt nie zgodził się na rozmowę przed kamerą, bo nie chce być teraz kojarzony z Janem B. Dziennikarce UWAGI! udało się jednak porozmawiać telefonicznie z jednym z współpracowników Jana B.
- Ja mam same superlatywy i opinie moje są jak najbardziej pozytywne, nie mam żadnej negatywnej opinii. Nie przypominam sobie jakiejś sytuacji, w której on by na przykład przytulał się do dzieci, czy łapał je za rękę, nigdy takich sytuacji nie pamiętam – zapewnia mężczyzna.
- Otoczenie mogło nie zauważyć jego upodobań. On mógł potrafić przeżywać te emocje tylko w sobie. Nie uzewnętrzniać się. Prawdopodobieństwa dokonania przez tego człowieka czynu zabronionego związanego z pedofilią jest wielokrotnie większe niż przez osobę, która nie wykazywała dotychczas tego rodzaju zainteresowań, dotyczących na przykład pornografii dziecięcej – mówi dr n.med. Stanisław Teleśnicki, psychiatra.
Jan B. nie został tymczasowo aresztowany. Prokuratura zastosowała wobec podejrzanego środki zapobiegawcze w postaci dozoru policyjnego, zakazu opuszczania kraju i poręczenia majątkowego. Obecnie przechodzi badania psychiatryczne.