Takiego sąsiedztwa nie chcą tolerować

TVN UWAGA! 4025275
TVN UWAGA! 187194
Libacje alkoholowe, smród, awantury - to codzienność mieszkańców jednego z łódzkich bloków, którzy bezskutecznie szukają pomocy u administracji i opieki społecznej. Ludzie się zdesperowani, bo sąsiadka i jej towarzystwo skutecznie uprzykrzają im życie.

Magdalena Bartkowicz mieszka tu od urodzenia. - Mam sentyment do tego miejsca, mimo że jest, jakie jest. Kiedy ktoś mnie odwiedza, z góry uprzedzam: „Klatka schodowa wygląda jak na melinie” – opowiada pani Magdalena. Fasada kamienicy jest rzeczywiście bardzo zniszczona, a klatka schodowa wręcz zdewastowana. Za to mieszkanie pani Magdy jest urocze: kolorowe, zadbane, klimatyczne. Trudno jednak się tu zrelaksować. W mieszkaniu poniżej – które zajmuje Marzena K. - regularnie dochodziło do awantur. - Bywało, że rano wychodziłam do pracy i nie mogłam otworzyć drzwi, bo ktoś pod nimi spał – opowiada Magdalena Bartkowicz. Czy próbowała wyjaśniać te sytuacje z sąsiadką? – Niejednokrotnie! Ale ona na drugi dzień nic nie pamięta. Przez ten cały alkohol – opowiada pani Magda. Dokładnie naprzeciwko uciążliwej sąsiadki mieszka Tomasz Jedynak. Codzienność opisuje jednym słowem: „tragedia”. – Cały czas było przeganianie pijanego towarzystwa z klatki! W środku, w tamtym mieszkaniu, wszystko gniło, więc smród był niesamowity - opowiada mężczyzna. W mieszkaniu nie było nawet zamka. – One były zamykane na sznurek, więc panowie z całej okolicy przychodzili tu się przespać – dodaje mężczyzna. Grażyna Krzyżaniak mieszka pod mieszkaniem pani Marzeny. Sufit w jej mieszkaniu jest totalnie zniszczony. To po tym, jak w listopadzie, w mieszkaniu na górze wybuchł pożar i interweniowała straż pożarna. Mieszkańcy są pewni, ze ogień wywołała Marzena K. - To jest pijaczka. Wykończona kobieta. Nigdy nie trzeźwieje. Ojciec zmarł, syn się wyprowadził i została sama – mówi Krzyżaniak. - Ona ma 39 lat a wygląda, jakby miała 90! – opisuje K. kolejna sąsiadka.

Chcieliśmy porozmawiać z panią Marzeną, ale od momentu pożaru w jej mieszkaniu nie wiadomo, gdzie dokładnie przebywa. Już w 2013 roku, kobieta dostała nakaz eksmisji. Przyczyną były głównie zaległości czynszowe sięgające kilkudziesięciu tysięcy złotych. Mimo to, kobieta nadal mieszka w kamienicy przy ulicy Żwirki. A inni lokatorzy wciąż szukają pomocy u administratora budynku i pomocy społecznej. Bezskutecznie. – Wobec tych państwa został już raz orzeczony wyrok eksmisyjny z prawem do lokalu socjalnego i ten wyrok został zrealizowany dotychczas zajmowanym lokalem – mówi Aleksandra Jesionek, rzeczniczka Administracji Zasobów Komunalnych Łódź-Polesie. – Absolutnie nie jestem za tym, by kogokolwiek wyrzucać na bruk. Ta sytuacja wydaje mi się jednak absurdalna! Ona się odbyła na papierze. Po prostu został zamieniony status mieszkania: z lokalu komunalnego zostało ono zamienione na socjalne. Ta pani pozostało w tym samym mieszkaniu. Więc jaka jest ulga dla innych mieszkańców? – dopytuje reporter UWAGI!. W odpowiedzi słyszy, że osób nadużywających alkoholu nie jest mało. A przenoszenie ich z miejsca na miejsce nie rozwiązuje problemu. Jak go, zatem, rozwiązać? – Pracownik opieki społecznej powinien wpłynąć na tę osobę, by podjęła leczenie – odpowiada Jesionek.

Marzena K. zgłosiła się do pomocy społecznej już w 2013 roku, bo potrzebowała opieki medycznej. Przy tej okazji pracownik pomocy społecznej przeprowadził tzw. wywiad środowiskowy na jej temat. – I zaproponował pomoc w formie zasiłku, rejestrację w urzędzie pracy. Jednak pani odmówiła pomocy, a my nic nie możemy zrobić wbrew woli osoby zainteresowanej – przekonuje rzeczniczka Łódzkiego Ośrodka Opieki Społecznej, Monika Pawlak.

Od tamtej pory pracownicy opieki społecznej regularnie ponawiali propozycje pomocy Marzenie. Kobieta jednak nadal odmawiała. Aktualnie nie ma jej w mieszkaniu. Wyprowadziła się po pożarze. Sąsiadów to jednak nie uspokoiło. – Obawiamy się, że wróci i znowu będzie to samo – podkreślają.

podziel się:

Pozostałe wiadomości