Tadeusza Kosleę poznaliśmy wiosną tego roku, gdy do jego gospodarstwa trafiliśmy razem z krakowskim Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami. Mężczyzna miał na terenie swojego gospodarstwa watahę 27 psów, nad którą nie był w stanie zapanować ze względu na swój podeszły wiek. Psy terroryzowały mieszkańców wsi, w której żył mężczyzna, dlatego prawie wszystkie zwierzęta zostały mu odebrane. Okazało się jednak, że także on sam potrzebował pomocy - żył prymitywnych warunkach, bez prądu i bieżącej wody, bez szczelnego dachu nad głową.
Po naszej interwencji na sytuację zareagowali urzędnicy pomocy społecznej. - Byliśmy zmuszeni złożyć wniosek do sądu o umieszczenie w domu pomocy społecznej bez zgody - mówi Renata Szymańska-Gałązka, dyrektor Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Busku-Zdroju. Jak wspomina, opinia sądu jednoznacznie wskazywała na to, że pan Tadeusz potrzebuje pomocy.
Jak dodaje urzędniczka, mężczyzna nie od razu dał się przekonać do przenosin. - Opowiadaliśmy mu, że będzie miał dobre warunki, że będzie mógł się wykąpać, będzie miał z kim porozmawiać, że będzie miał tę swoją ulubioną kawę zawsze pod dostatkiem. Małymi krokami go przekonaliśmy - mówi.
Ciepła zupa i opieka
Pan Tadeusz trafił do domu pomocy w Pińczowie. Tam zadbali o niego opiekunowie. Jak wspomina Jadwiga Czyżewska, jedna z pracownic ośrodka, mężczyzna poprosił, by go ogolić, ćwiczył też w sali rehabilitacyjnej. Może też jeść swój ulubiony krupnik. - Świeża jest, dopiero z gara przyniesiona - mówi o zupie.
- Podoba się, wiadomo. Co się ma nie podobać, tyle pomieszczeń, tyle wszystkiego - mówi o nowym miejscu zamieszkania pan Tadeusz i zapowiada, że "chwilowo" tu pozostanie. - Jak tylko będę wyczuwał, że już należy się stąd wysunąć, to się wysunę - mówi reporterowi UWAGI!.
Tadeusz Kosela ma zapewnione w końcu ciepłe miejsce do życia. Mężczyzna nie był od kilkudziesięciu lat u lekarzy więc czeka go teraz seria kontrolnych badań. Kilka godzin przed emisją reportażu dostaliśmy też informację, że psy mężczyzny zostały odłowione przez straż miejską i w schronisku będą czekać na adopcję.
- Mam nadzieję, że znajdzie swoje miejsce na ziemi i to będzie jego miejsce na ziemi - mówi Renata Szymańska-Gałązka.