Trwające latami postępowania to zmora polskich sądów i urzędów. To również jedna z głównych przyczyn rosnących odszkodowań zasądzanych przez strasburskich sędziów. To do Strasburga trafiają najbardziej dramatyczne przykłady nieudolności i bezduszności urzędników. Joanna Orlikowska już siedemnaście lat walczy z uciążliwym sąsiadem, który za płotem wybudował zakład masarski. Pozwolenia budowlane były uchylane przez sądy. Stwierdzono nawet samowolę i zakłócanie ciszy nocnej przez pracujący pełną parą zakład. Jednak akta z sądów wracały do urzędników i cała procedura wydawania pozwoleń i odwołań zaczynała się od początku. Nie widząc innego rozwiązania sytuacji pani Joanna oskarżyła polską administrację i sądownictwo do Trybunału w Strasburgu. Tamtejsi sędziowie nie mieli wątpliwości, że sprawa trwa skandalicznie długo. Nakazali wypłacić Orlikowskim 7 tysięcy euro odszkodowania. Niestety wyrok niczego nie zmienił, a sprawa nadal trwa. Podobną, wieloletnią batalię z polskim wymiarem sprawiedliwości stoczyła pani Teresa Cichońska. Dwanaście lat temu w parku w centrum uzdrowiska Kudowa Zdrój na jej męża przewróciło się drzewo. Mężczyzna zginął na miejscu. Ustalono, że za utrzymanie zieleni miejskiej odpowiadała konkretna urzędniczka. Jednak po 10 latach procesów okazało się, że nie ma winnego zaniedbań, a żonie ofiary nie można wypłacić odszkodowania. - To, że Strasburg zgodził się zająć moją sprawą było dla mnie jak gwiazda z nieba. Tutaj, były cztery sprawy karne i wszystkie umorzone. To jest już dziesięć lat mojego życia poświęconego na walkę, mówi pani Teresa Cichońska. Polska w zeszłym roku wypłaciła Teresie Cichońskiej 20 tysięcy euro. To kara za nieudolność sędziów i prokuratorów, którzy przez dziesięć lat robili wszystko, aby sprawy nie wyjaśnić. Największe emocje wzbudzają jednak sprawy obyczajowe. Wyroki trybunału dotyczące równouprawnienia mniejszości seksualnych oraz prawa do aborcji. Ostatnio tak gorące dyskusje wywołała sprawa lekcji etyki, które niewierzącym miały zastąpić lekcje religii. Prawo do lekcji etyki nie było respektowane. Czesław Grzelak nie posłał syna na lekcje religii. Szkoła nie zapewniła chłopcu zajęć z etyki, a na świadectwie nauczyciele stawiali kreskę, zdaniem ojca- piętnując go jako niewierzącego. - Nie czujemy się katolikami, nie chcieliśmy być hipokrytami i konformistami więc nie zgodziliśmy się z taką postawą, jaką prezentuje większa część społeczeństwa, mówi Czesław Grzelak. Trybunał przyznał panu Grzelakowi rację, nie wypłacił jednak żadnego odszkodowania. Syn Czesława Grzelaka jest już dorosły. Walka o prawo do zajęć z etyki trwała tak długo, że nie zdążył skorzystać ze zwycięstwa rodziców, kończąc wcześniej szkolną edukację. Obecnie nadal tylko trzy i pół procent polskich szkół zapewnia uczniom lekcje etyki.