- 12 letnią uczennicę ukarał w taki sposób, że walił ją głową o ławkę szkolną, chodziło o drobiazg – opowiada jeden z wychowanków ośrodka - Potem przyciskał ją kolanem do futryny. Jednym z uczniów, którzy nie mogli pogodzić się z przemocą stosowaną wobec dzieci upośledzonych i niepełnosprawnych w ośrodku szkolno-wychowawczym w Jastrowiu jest Andrzej. Od chwili, gdy ujawnił, że dzieci są bite i poniżane przez pedagogów, on i jego rodzina żyją w ciągłym strachu. Matka Andrzeja, która postanowiła przeciwstawić się skandalicznym metodom wychowawczym, spotyka się z szykanami. Twierdzi, że dyrekcja ośrodka chce usunąć jej syna z placówki. Andrzej nie jest jedynym wychowankiem, który zaczął głośno mówić o przemocy w ośrodku. Relacje innych wychowanków są przerażające. - Kiedy ściąga zegarek i przekłada go z jednej ręki do drugiej wiadomo już, że coś się będzie działo, że będzie bił – opowiada jeden z wychowanków. - Wszyscy wiedzą, że jak się wchodzi do ubikacji, to będzie bicie. Wszyscy wychodzą stamtąd zapłakani - opowiada kolejne dziecko. Świadkowie twierdzą, że dzieci w szkole bije nie tylko wicedyrektor. Nad uczniami znęca się też kilkoro innych nauczycieli, jak również sam dyrektor ośrodka. Pierwszą osobą, która przerwała zmowę milczenia była Alicja Bogulicz, nauczycielka z wieloletnim stażem pracy. Kilkoro innych nauczycieli również postanowiło przeciwstawić się przemocy w ośrodku. Wszyscy ci, którzy opowiedzieli o stosowanych tu praktykach są zastraszani przez dyrekcję. Boją się zemsty przełożonych, a także kolegów z pracy. Kuratorium Oświaty w Poznaniu domaga się, aby starosta odwołał dyrekcję ośrodka. Radny powiatu twierdzi, że w starostwie rządzi układ rodzinno-koleżeński, a dobro dzieci jest drugorzędne.