Syn zabił ojca, a jego ciało zakopał. „Domowe piekło trwało wiele lat”

TVN UWAGA! 4749971
TVN UWAGA! 281016
Stanisław K. zniknął trzy lata temu. W październiku tego roku śledczy odnaleźli jego ciało w lesie. Do zabójstwa przyznał się syn ofiary, który reporterce UWAGI! opowiedział o wieloletnim, domowym piekle jaki zgotował ich rodzinie ojciec.

Domowa awantura

Stanisław K. przez trzy lata uznany był za zaginionego. Jego 32-letni syn Andrzej, tajemnicę dotyczącą śmierci ojca wyjawił w tym roku.

- To wszystko wydarzyło się w kuchni. Ojciec wyzywał mamę. Krzyczał, że to ostatnie godziny jej życia. Był pijany. Zacząłem się z nim szarpać, okładać go pięściami. Ojciec na chwilę usiadł na kanapie. Liczyłem na to, że ochłonie i wyszedłem na korytarz. Nie było mnie raptem kilka minut. Kiedy wróciłem ojciec stał z nożem. Zdążył już mamę dźgnąć w brzuch. Próbowałem go odciągnąć, wyrwać mu nóż, ale on się na mnie rzucił – opowiada Andrzej K.

Dalej sprawy potoczyły się już bardzo szybko.

- Pomyślałem, że uda mi się go ogłuszyć. Złapałem pierwsze, co miałem pod ręką ze stołu i uderzyłem go w głowę. Po chwili zobaczyłem, że to była siekiera. Jak zobaczyłem krew i że trzymam siekierę, odrzuciłem ją i klęknąłem nad ojcem – relacjonuje Andrzej K.

- Czuję się winny śmierci ojca, ale nie czuję się mordercą, który planuje kogoś zabić. Nie planowałem zabicia ojca. Wyrzuty sumienia będę miał do końca życia.

Andrzej K. twierdzi, że dotkliwie pobita matka nie miała świadomości, że jej parter stracił życie.

- Byłam tak pobita, że nawet swojego ciała nie czułam. To był jeden, wielki ból. Syn mnie bronił, bo przecież on by mnie zarżnął. Ciężko mi o tym mówić. Tyle lat mieszkać z katem to jest katorga – przekonuje Alicja S.

Sąd odrzuca wniosek prokuratury

Z relacji oskarżonego wynika, że po zabójstwie wpadł w panikę, dlatego nie wezwał pogotowia, ani policji. Ciało ojca ukrył na strychu. Siostrze, po którą zadzwonił, by zawiozła matkę do szpitala, powiedział, że doszło do awantury, po której ojciec uciekł z domu. Dopiero po trzech latach sam przyznał się do zabicia ojca. Prokuratura przedstawiła mu zarzut zabójstwa i wnioskowała o trzymiesięczny areszt.

- Według prokuratury jedynie częściowo można dać wiarę wyjaśnieniom oskarżonego. W kolejnych, składanych przez siebie wyjaśnieniach zmieniał wersję. To zdaniem prokuratury może potwierdzać, że Andrzej K. może utrudniać postępowanie w sposób bezprawny – mówi Tomasz Czułowski z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.

Sąd dwukrotnie odrzucił wniosek prokuratury.

- Z uzasadnienia wynika, że sąd uznał, że możemy w tym przypadku mówić o przekroczeniu granic obrony koniecznej. Sąd okręgowy podkreślił fakt, że w tym momencie nie ma potrzeby izolowania Andrzeja K. Sądy, które rozstrzygały tę kwestię uznały, że Andrzej K. współpracuje z organami ścigania i nic nie wskazuje na to, że miałby on utrudniać śledztwo, czy mataczyć – mówi Zbigniew Skowron z Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze.

Sąd nie zgodził się ze stanowiskiem prokuratury, bo kluczowi świadkowie zostali już przysłuchani. Andrzej K. nigdy nie był karany. Skończył szkołę zawodową. Pracował fizycznie i opiekował się matką.

- W życiu bym nie powiedziała, że to Andrzej zrobi. Zawsze był spokojny i grzeczny. Nigdy nie widziałam nawet, żeby piwo pił. Z nim nigdy nie było żadnych problemów. Byłam w szoku po tym, co się stało – mówi jedna z mieszkanek Mysłakowic.

Przemoc domowa

Stanisław K. od wielu lat znęcał się fizycznie i psychicznie nad swoją partnerką i jej synem z poprzedniego związku. Bił też dwójkę własnych dzieci – córkę i Andrzeja.

- Awantury wybuchały, jak mama była za długo w sklepie, albo jak siostra za późno wróciła z dyskoteki. Ja się źle uczyłem, starszy brat zbyt głośno chrapał. Wystarczył drobiazg i wybuchał. Zaczynały się wyzwiska. Potem już nie patrzył na nic, tylko bił. Miał skłonności do sadyzmu. Bił, kopał, przeważnie z pięści w głowę. Mówił, że będzie mnie bił, bo jestem mały i słaby. Czułem się nic nie wart – opowiada Andrzej K.

Starszy syn Stanisława K. uciekł od ojczyma. Od siedemnastu lat mieszka w schronisku dla osób bezdomnych.

- Próbuję poskładać moją psychikę na nowo. Jestem w ośrodku, pracuję tu, ale to bardzo trudne. Mam złamane życie. Koleżanek mogę mieć mnóstwo, znajomych z pracy wiele, ale nie wiem, czy byłbym gotowy na to, by założyć rodzinę – opowiada Przemysław S. i dodaje: - Piekło zaczęło się od czwartej klasy podstawówki. Za karę zaganiał mnie do kąta. Nieraz klęczałem z rękami uniesionymi do góry. Wielokrotnie bił mnie kablem po głowie i całym ciele. Nieraz prosiłem go, żeby mnie nie bił, ale jak wpadał w amok to już ciężko go było uspokoić. Przestawał bić, jak się zmęczył. Widziałem, że czuł satysfakcję zadając komuś ból. Widziałem w jego oczach zezwierzęcenie.

Dlaczego nękani bracia i ich matka nie szukali pomocy?

- Jako dorosła osoba mogłem się bronić, ale miałem w sobie silną blokadę. Tylko ktoś, kto zaznał przemocy domowej zrozumie o czym mówię – mówi Przemysław K.

- On nas tak zastraszył, że nie można było nawet pisnąć o tym, co się dzieje w naszym domu. Uczył nas, że domowych brudów się nie wynosi na zewnątrz. Mama nie powiadamiała policji, my też nie. Baliśmy się, że jak ktokolwiek się o tym dowie, to w domu będzie jeszcze większe piekło – dodaje jego brat Andrzej.

W oczekiwaniu na wyrok

Większość mieszkańców Mysłakowic współczuje Andrzejowi K. Sprawa budzi jednak spore kontrowersje. Sekcja zwłok wykazała, że obrażenia na głowie Stanisława K. nie mogły powstać tylko od jednego uderzenia. Zadanych ciosów było co najmniej kilka.

- Ciało ojca przeniosłem do zagajnika nieopodal domu. Lekko przysypałem go ziemią, przykryłem gałęziami. Przychodziłem tu nie raz, żeby się pomodlić za niego. Sumienie mnie gryzło. Przerastało mnie to wszystko. Za każdym razem przepraszałem go za to, co się stało. Nienawidzę się za swoją bezsilność i za ten tragiczny finał – wyznaje Andrzej K.

Mężczyzna czeka na proces. Sąd nie zastosował wobec niego ani aresztu, ani innych środków zapobiegawczych, uznając, że współpracuje z organami ścigania. Andrzej K. podjął leczenie. Korzysta z pomocy psychologa i psychiatry.

- Codziennie zadaję sobie pytanie, dlaczego nie mogliśmy być normalną rodziną. Czy w ogóle była szansa żebyśmy byli normalną rodziną. Do tej pory nie znalazłem na to pytanie odpowiedzi. Codziennie to do mnie wraca. To mnie przerasta. Sam zadaję sobie pytanie, dlaczego to się tak skończyło? – zastanawia się.

podziel się:

Pozostałe wiadomości