Sylwester: nie jestem bezdomny! To moja sprawa, gdzie śpię!

TVN UWAGA! 3632453
TVN UWAGA! 135735
O niszczycielskiej sile alkoholu powiedziano już bardzo dużo. Natomiast cierpienie wielu rodzin dotkniętych chorobą alkoholową często jest milczące i wstydliwie skrywane. Tak jest też w tym przypadku. Ludzie, których przedstawiamy w reportażu, żyją pod ogromną presją. Ich krewny jest alkoholikiem i zamieszkał na klatce schodowej w ich bloku.

Cztery lata temu, po śmierci rodziców, bezrobotny pan Sylwester z Łabiszyna zaproponował siostrzenicy i jej mężowi przejęcie mieszkania. Zgodnie z umową pan Sylwester mógł zająć pokój oraz korzystać z kuchni i łazienki. - Matula umarła, przepisałem to, bo nie mogłem utrzymać mieszkania. Niestety, nie chciałem go zadłużać i zapisałem siostrzenicy. I sobie wykupili i koniec. Mam dożywotnio zapisane pokój. Nie mieszkam tam, bo ja nie lubię się kłócić. Ja mam normalnie przystosować się pod jej dyktando. A ja nie lubię tego. Nie robiłem tego i nie będę robić. Nie uważam się za bezdomnego. To moja sprawa jest, co ja robię ze swoim życiem. Czy ja w domu jestem, czy na klatce schodowej – mówi Sylwester. Wielu mieszkańców miasta zna rodzinny konflikt. Obecność pana Sylwestra na klatce schodowej niepokoi sąsiadów. Bulwersuje ich też nieludzka postawa jego bliskich. - To, jak go potraktowała rodzina, to ja bym tego gówniarza, co się wprowadził po jego ojcach, to napuściłbym nawet kumpli, żeby go ubili – stwierdził Stanisław Pyrzyna, znajomy rodziny pana Sylwestra. - Jest XXI wiek i żaden człowiek nie powinien na klatce siedzieć jak pies. Ludzie przygarną psa. A tu jest rodzina i oni powinni się starać jak najbardziej mu pomóc – uważa Krzysztof Małecki, sąsiad. Rodzina widzi tę sprawę inaczej. - Jest to dobry człowiek, ale bardzo chory. Mama starała się to kryć. Mam jej to po części za złe. Bo matka, która kocha dziecko, to go w ten sposób nie krzywdzi. Oddałabym go na leczenia, ale matka nie chciała. W 1996 roku ja to zrobiłam. Ale matka powiedziała, że nie spowoduje, żeby zmarł, bo jak pójdzie na leczenie to umrze – mówi Elżbieta Olszewska, siostra pana Sylwestra. Siostrzenica i jej mąż, do których teraz należy mieszkanie pana Sylwestra, uważają, że łamie on wszystkie ustalenia. - Tutaj mieszkał i powinien mieszkać Sylwester. Nie mieszka z powodu problemów alkoholowych. Nie chciał się dostosować do naszych warunków zamieszkania. Nikt nie chce czynić w rodzinie patologii. Gdybyśmy wiedzieli, że tak będzie zanim wykupiliśmy to mieszkanie, to zrezygnowałbym z chęci zakupu. Zostawiłbym to tak jak jest, żeby toczyło się swoją drogą - mówi Paweł Sikora, mąż siostrzenicy pana Sylwestra. - Gdy zaczął nadużywać alkoholu, zaczęliśmy mu mówić: znowu pijesz, kiedy skończysz, że ma skorzystać z toalety tak, jak należy, że ma wracać o przyzwoitej godzinie. Wracał, drzwi zostawiał otwarte. Miałam bardzo szczere chęci, żeby stworzyć rodzinę. Każdą trzeźwą chwile wykorzystaliśmy na omówienie sytuacji, żeby poszedł na terapię. Ale on mówił, że nie jest chory, nikomu nie zagraża, nikomu nic nie zrobił. Ja wiem, co robię, wiem, że go nie wyrzuciłam. Ja wobec siebie mam czyste sumie – tłumaczy Magdalena Olszewska-Sikora, siostrzenica pana Sylwestra. Dramat rodziny zna Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. Panu Sylwestrowi co miesiąc udziela wsparcia finansowego i daje bony żywnościowe. MOPS zauważa też problem alkoholizmu pana Sylwestra, ale w jego przeciwdziałaniu jest nieskuteczny i bezradny. - Nie pomyślałam o wysłaniu psychologa do pana Sylwestra. Tego w ramach pracy socjalnej nie próbowaliśmy. Na początku, gdy pojawił się problem, próbowaliśmy mediacji z rodziną. Ale pan Sylwester był bardzo negatywnie nastawiony. Zarówno do rodziny miał pretensje o mieszkanie jak i do pracowników socjalnych. Nie był przekonany – tłumaczy Beata Januszkiewicz, kierownik MOPS w Łabiszynie. Rodzina pana Sylwestra deklaruje, że gotowa jest przyjąć go pod swój dach. Stawia tylko jeden warunek. Ich krewny musi przestać pić. A o tym pan Sylwester nie chce słyszeć. Pracownicy pomocy społecznej z Łabiszyna mówią, że znajdą rozwiązanie tej sytuacji. Dają sobie na to dwa miesiące.

podziel się:

Pozostałe wiadomości