Do zdarzenia doszło na stacji benzynowej w Hrubieszowie, w noc wrześniową. Na stacji była dwójka młodych pracowników. Około czwartej nad ranem przyjechał mężczyzna, którego oboje znali. To Przemysław P., syn właściciela stacji, który dwa lata temu sam był jej pracownikiem. Od sierpnia ubiegłego roku jest strażnikiem więziennym w Zakładzie Karnym w Hrubieszowie. Obecni na stacji pracownicy wpuścili go do środka. - Poprosił, bym pożyczył mu antenę do CB radia – mówi Artur Kiryczuk, pracownik stacji benzynowej. – Kiedy wyszliśmy, poczułem silne uderzenie w tył głowy. Straciłem przytomność na dwie, trzy sekundy. Potem pomyślałem, że nie będę się ruszał, i wtedy on da mi spokój. Tak się nie stało. Przemysław P. wyciągnął nóż i zadał Arturowi Kiryczukowi szereg ciosów. Koleżanka Artura Monika Bilik zobaczyła, jak biegnie cały we krwi i woła o pomoc. Była tak przerażona, że nie odważyła się wyjść na zewnątrz. Zawiadomiła policję. Artura odwieziono do szpitala w bardzo ciężkim stanie. Monika była w szoku, trafiła pod opiekę psychologa. Przemysław P. uciekł samochodem do domu i opowiedział o wszystkim żonie. - Był cały zakrwawiony – mówi żona Przemysława P. – Mówił, żebym dzwoniła na stację, zapytała, co z Arturem. Pojechaliśmy tam, była już policja. Przyznał się. Przemysław P. został aresztowany. Odmówił składania zeznań. Powiedział tylko, że nie wie, co się z nim stało tamtej nocy. Byli koledzy z pracy na stacji Przemysława P. mówią, że na jego zmianach często z kasy ginęły pieniądze. Ostrzegali się nawzajem, by uważać na kasę, gdy pojawia się w pracy. Mimo, że Przemysław P. pochodzi z szanowanej i bogatej rodziny, to bezustannie narzekał na problemy finansowe. W Hrubieszowie nie było tajemnicą to, że syn właściciela stacji był nałogowym hazardzistą. W salonach gier spędzał całe noce i przegrywał olbrzymie kwoty, coraz bardziej się zadłużając. Żona Przemysława P. pamięta, że kiedyś zniknęły z domu pieniądze pozostałe z prezentów ślubnych. Przemysław P. przyznał się potem, że przegrał je w salonie gier. - Dziwnie się zachowywał – mówi jeden z bywalców salonu gier. – Jak zaczynał przegrywać, stawał się innym człowiekiem. Gałki oczne mu uciekały, widać było tylko białka. Jakby w amok wpadał. Czy o uzależnieniu nowego pracownika od hazardu wiedzieli jego przełożeni z Zakładu Karnego w Hrubieszowie? Dyrektor Andrzej Klaudel mówi, że dowiedział się o tym dopiero po tragedii na stacji. Przemysław P. dwukrotnie, przed przyjęciem do pracy i we wrześniu tego roku przeszedł rutynowe badania psychologiczne. Mają one wykazać, czy pracownicy są zdolni do pełnienia służby i kontaktu z więźniami. Sprawdza się ich przede wszystkim pod kątem psychoz, lęków i nałogów. Gdyby podczas rozmów z Przemysławem P. wykryto jego uzależnienie od hazardu, zostałby wysłany na leczenie. - Rozpoznanie gołym okiem uzależnienia od hazardu jest moim zdaniem niemożliwe – mówi Jolanta Lenkiewicz, kierownik Zakładu Opieki Zdrowotnej przy Areszcie Śledczym w Lublinie. – Teza, że wszystko można odkryć w badaniu psychologicznym jest błędna z założenia. Innego zdania jest jednak prof. Janusz Heitzman z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie: - Sądzę, że te badania były niedoskonałe, przeprowadzone pobieżnie – mówi. - Rola pracodawcy jest bardzo duża, przede wszystkim pod względem motywowaniem pracownika do leczenia. Przemysław P. przebywa obecnie w areszcie śledczym w Lublinie. Postawiono mu zarzut usiłowania zabójstwa. Zostanie poddany badaniom psychiatrycznym, które wykażą czy w chwili popełniania zbrodni wiedział, co robi. Jego ofiara Artur Kiryczuk przez dwa dni był w stanie krytycznym, miał pękniętą czaszkę, uraz kręgosłupa i rany cięte głowy. Lekarze cudem uratowali mu życie.