Dwa lata temu w Toruniu Sławomir Okoński spotkał się z kolegą, by świętować zakup samochodu. Położony na starówce lokal mężczyźni opuścili nad ranem. Obaj pili alkohol, więc do domów mieli wrócić autobusem. Na jego przyjazd zamierzali poczekać w samochodzie. - Wsiedliśmy do samochodu, bo autobus mieliśmy dopiero o godzinie 5:17. Chciałem przeczekać, bo wypiłem piwo a nigdy nie jeździłem po alkoholu. Nagle podjechał oznakowany samochód straży miejskiej. Wyskoczyli strażnicy miejscy ubrani na czarno. Krzyczeli: wysiadać k...a. Walili pięściami w drzwi. Łapali za klamki – mówi Sławomir Okoński. Skąd taka nagła interwencja strażników? - Strażnicy miejscy otrzymali od dyżurnego policji informację, że dwóch mężczyzn wybijało szyby witrynowe i wsiadło do pojazdu określonej marki – tłumaczy Wiesław Lewandowski, komendant Straży Miejskiej w Toruniu. Mężczyźni zaprzeczyli wybijaniu szyb. Jednak nikt z funkcjonariuszy nie zareagował. - Podjechały jeszcze dwa samochody. Ogólnie było 14 strażników, jeden policjant. Jeden ze strażników mówił: otwórzcie drzwi, bo wybiję szybę - opowiada Okoński. - Jeden ze strażników miejski wybił szybę. Minęło kilka sekund i wyrzucili mnie z auta twarzą do ziemi – dodaje Mariusz Ciechomski. - Jedne uklęknął i przyduszał moją szyję całym ciężarem ciała, żebym był cicho i nie krzyczał, bo wzywałem pomocy. Złamali mi rękę – wspomina Sławomir Okoński. Według Straży Miejskiej w Toruniu interwencja była uzasadniona, a samo postępowanie strażników w pełni profesjonalne i zgodne z prawem. Komendant Wiesław Lewandowski uważa też, że Sławomir Okoński jest sam sobie winien. - Sposób przeprowadzenia interwencji wynikał głównie z zachowania pana Okońskiego. To, że w czasie interwencji została złamana jego ręka, to po części to jego wina. Gdyby spokojnie pozwoli się skuć kajdankami, to na pewno nie doszłoby do tak drastycznego finału – uważa Wiesław Lewandowski, komendant Straży Miejskiej w Toruniu. Jednak zapis z miejskiego monitoringu potwierdza relację Okońskiego i jego kolegi. Na filmie widać moment przydeptywania głowy butem. Widać także, podjeżdżającą taksówkę i wysiadającego z niej mężczyznę. To dopiero po tej interwencji, strażnik zdjął but z głowy pana Sławomira. - Leżałem skuty w kałuży krwi. Kości mi wyszła na wierzch, przebiła skórę. A oni pojechali. Nikt się mną nie przejmował – mówi Sławomir Okoński. Kolejne minuty zapisu monitoringu potwierdzają bezduszność strażników miejskich. Nie tylko zwlekali z wezwaniem pogotowia, ale także przez długi czas nie zdjęli Okońskiemu kajdanek ze złamanej ręki. - To dla jego dobra i bezpieczeństwa. Był skuty do czasu przybycia pogotowia – mówi Wiesław Lewandowski, komendant Straży Miejskiej w Toruniu. Argumenty komendanta nie przekonują tym bardziej, że jak się okazało jego podwładni podjęli interwencję na podstawie fałszywego zgłoszenia, o rzekomym wybijaniu szyb na starówce. - Okazało się po sprawdzeniu, że ten fakt nie został potwierdzony. Ale były jednoznaczne przesłanki do podjęcia interwencji przez strażników. W pierwszej kolejności należy ująć osoby, które są o to podejrzane, bo mogą oddalić się z miejsca przestępstwa wykroczenia – wyjaśnia Wiesław Lewandowski, komendant Straży Miejskiej w Toruniu. Eksperci twierdzą jednak, że strażnicy powinni najpierw sprawdzić czy do przestępstwa w ogóle doszło. Argumenty komendanta Lewandowskiego uważają za niedopuszczalne. - Trzeba najpierw sprawdzić informację, żeby jakakolwiek interwencja była zasadna. Najpierw trzeba ustalić czy mamy do czynienia z czynem zabronionym – uważa dr Piotr Kladoczny, Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Funkcjonariusze wiedzieli, że ziszczenie samochodu i złamanie ręki niewinnemu człowiekowi nie ujdzie im na sucho. Wymyślili więc kolejny powód, który uzasadniłby ich brutalność. - Po chwili przyszedł policjant, który brał udział w interwencji i poprosił mnie o dowód rejestracyjny i prawo jazdy. Powiedział mi, że jestem oskarżony o jazdę po pijanemu ulicą Kopernika. Już nikt od tej pory nie wspominał o żadnym wybijaniu szyb – mówi Sławomir Okoński. - To było podejrzenie prowadzenia pojazdu pod wpływem alkoholu było złożone przez policję a nie straż miejską – twierdzi Wiesław Lewandowski, komendant Straży Miejskiej w Toruniu. Ta wypowiedź to kolejny przykład hipokryzji komendanta. Jego podwładni przed prokuratorem, a później przed sądem bez wyjątku kłamali, że Sławomir Okoński prowadził auto pod wpływem alkoholu. - Zarówno strażnicy miejscy jak i policjant złożyli w tamtej sprawie zeznania, z których wynikało, że w ich ocenie samochód się ruszył. Z ich zeznań wynikało również, że usłyszeli dźwięk zapalanego silnika. Niewątpliwie sąd odmówił wiary tym zeznaniom. Sąd uniewinnił pana Okońskiego od zarzucanego im czynu – mówi Jędrzej Czerwiński, sędzia Sądu Rejonowego w Toruniu. Ta decyzja sądu utwierdziła Sławomira Okońskiego w przekonaniu, że strażnicy niszcząc mu samochód i łamiąc rękę popełnili przestępstwo. Dlatego zawiadomił o wszystkim prokuraturę. Jednak ta umorzyła śledztwo, a sąd tę decyzję podtrzymał. - Na tamten stan wiedzy funkcjonariuszy, interwencja była uzasadniona – tłumaczy Jędrzej Czerwiński, sędzia Sądu Rejonowego w Toruniu. - Z jednej strony człowiek ma złamaną rękę, a z drugiej strony nikt nie jest winny. To nie buduje pozytywnego wizerunku wszelkich służb – uważa dr Piotr Kladoczny, Helsińska Fundacja Praw Człowieka.