Krzysztof G., mieszkaniec krakowskiego Kazimierza, od lat jest postrachem dla sąsiadów, gości lokali i klubów. Alkoholowe libacje w mieszkaniu, pobicia, groźby karalne – z tego jest znany. Ma na swoim koncie wyrok za znęcanie się nad żoną. Prokuratura toczy przeciw niemu sprawę o nieuzasadnione wzywanie policji. Kilka lat temu odkręcił zawór gazu w kamienicy. Biegły sądowy orzekł, że gdyby nie szybka reakcja sąsiadów, to ulatniający się gaz zniszczyłby nie tylko kamienicę, ale i większość okolicznych budynków. Za sprowadzenie zagrożenia życia, Krzysztof G. otrzymał karę dwóch lat pozbawienia wolności. Dziś nadal terroryzuje okolicę. - Groził – ostatnio wybiłem wam szybę, jak chcecie, to zrobię wam jeszcze coś gorszego – mówi Magdalena Iwasiewicz, barmanka w jednym z pubów na Kazimierzu. – Mówi mi, że się doigram, jeśli jeszcze raz wezwę ochronę. Boję się go. 14 lutego 2004 r. Krzysztof G. przyszedł do tego samego pubu. Jak wiele razy wcześniej, zadzwonił na pogotowie. Powiedział, że na klatce schodowej leży ranny człowiek. - Przyjechało pogotowie – opowiada Krzysztof Błasiak, sąsiad Krzysztofa G. – Spytałem – macie następnego pijaczka? Ratownik odpowiedział – nie, niestety, to denat. Zmarłym był młody chłopak, Grzegorz Milówka. Obrażenia ciała dały policji podstawy do wszczęcia dochodzenia w sprawie zabójstwa. - Taką kwalifikację prawną przyjęła wstępnie policja – mówi Marek Woźniczka z Komendy Miejskiej Policji w Krakowie. – I wykonywała czynności w trybie niecierpiącym zwłoki. Krzysztof G. stanął przed sądem. Ten jednak zakwalifikował czyn jako pobicie z uszkodzeniem ciała powyżej siedmiu dni. Oparł się tylko na fragmencie z opinii biegłych, że przyczyną śmierci Grzegorza było wysokie stężenie alkoholu we krwi. Nie dostrzegł innych okoliczności, jakimi było pęknięcie podstawy czaszki, próba duszenia oraz liczne obrażenia ciała. - Obrażenia twarzoczaszki, połączone ze złamaniem kości podstawy czaszki same w sobie z dużym prawdopodobieństwem zagrażałyby życiu Grzegorza – twierdzi jednak Konrad Kowalski, biegły sądowy. – Zakwalifikowałbym to jako pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Krzysztof G. dostał tylko nieprawomocny wyrok za pobicie. Był szukany listem gończym, bo utrudniał postępowanie. Poddał się dobrowolnie karze, aby szybko zakończyć proces, a następnie odwołał się od wyroku. Teraz jest na wolności. - Powiedział, że nikogo się nie boi, bo chcieli go za morderstwo posadzić, a jest wolny – mówi Piotr Czyż, bywalec krakowskiego Kazimierza. Biegły psychiatra sądowy nie ma wątpliwości, że osobowość Krzysztofa G. ma cechy patologiczne i że stanowi on ciągle zagrożenie dla ludzi. - Nie jest osobą chorą psychicznie, ale osobą o głębokich zaburzeniach osobowości - mówi dr Stanisław Teleśnicki. – Nie jest w stanie przewidzieć skutków swego działania. W tej sytuacji powinno się umieścić go w specjalnym ośrodku opiekuńczym, gdzie mógłby w miarę godnie spędzić resztę swego życia. Reporterce UWAGI!, której ze względów bezpieczeństwa towarzyszył agent ochrony, Krzysztof G. groził. - Słuchaj, wyciągnę magnum 35-tkę i zacznę strzelać. To nie ma żartów. Pani jeszcze nie wie, co u mnie znaczy ”koń trojański”. Spuszczę panią po brzytwie, tak elegancko. Zapomnisz daty, kiedy się urodziłaś. Po interwencji UWAGI! policja złożyła do prokuratury wniosek o przymusowe leczenie Krzysztofa G. Matka nieżyjącego Grzegorza natomiast złożyła apelację od wyroku sądu.