Gabinet powstał w grudniu 2000 roku. Od początku był spółką dwóch osób - Piotra Paprzyckiego i jego znajomego, dentysty z krótką praktyką. Wkrótce Pan Piotr zachorował na ciężką chorobę kręgosłupa. Uniemożliwiła mu ona dalszą pracę. Wtedy wspólnik wpadł na pomysł przejęcia firmy. – Próbował mnie zmusić do zrzeczenia się udziałów spółki na rzecz jego matki - wspomina pan Piotr. Na tak absurdalne rozwiązanie oczywiście się nie zgodził, tym bardziej, że jego udziały warte były 100 tyś zł. Wspólnik znalazł jednak inny sposób – na majątku NZOZu zarejestrował w Izbie Lekarskiej prywatną praktykę lekarską. Od tego momentu, jakiekolwiek próby wejścia do gabinetu, byłyby odczytane jako włamanie. -Zostałem pozbawiony nawet możliwości zlustrowania tego, co tam jest. Wspólnik uważa, że nie ma żadnych zobowiązań. Wielkopolska Izba Lekarska także nie poczuwa się do winy zarejestrowaniana na majątku NZOZu takiego gabinetu. - My nie mamy prawa dochodzić czy ta rzecz jest pana doktora X, czy doktora Y- tłumaczy Stanisław Dzieciuchowicz, wiceprzewodniczący Rady Lekarskiej. Inaczej zareagował Sąd Lekarski. Skazał nieuczciwego wspólnika na pół roku zakazu wykonywania zawodu. Uznał też, że stomatolog nie odbył wymaganego prawem stażu lekarskiego. Oznacza to, ze w ogóle nie powinien mieć prawa leczyć. Decyzję o cofnięciu takiego prawa, powinna podjąć Rada Lekarska. Ta jednak kwestionuje wyrok Sądu Lekarskiego. Rozochocony bezkarnością nieuczciwy lekarz dalej popełnia przestępstwa - wobec pacjentów i Narodowego Funduszu Zdrowia. Mnożą się też instytucje zainteresowane jego działalnością. Obok Policji są to NFZ, Sąd Lekarski, Prokuratura i Wielkopolska Izba Aptekarska. Tymczasem pan Piotr nadal spłaca kredyt zaciągnięty na poczet działalności. -Żyję dzięki pomocy znajomych, jestem mocno zadłużony, moja żona musi pracować za dwóch. Wspólnika nie interesuje ta sytuacja. – Czy z tego, że pan Paprzycki jest chory, ja też mam się położyć do łóżka i chorować?- pyta.