Zadaniem działaczy jest nie tylko wspieranie sportowców, ale także promowanie sportu. Reporterzy UWAGI! sprawdzali, jak działacze wywiązują się z funkcji, które zostały im powierzone. Zadzwonili do nich z pytaniem, czy pojechaliby na spotkanie z uczniami. - Jedziemy tylko na wyraźne zaproszenia – odpowiedział jeden z działaczy. - Gdzieś w pobliżu to pewnie i bym pojechał, ale tak całą Polskę jechać, to nie… - mówił drugi. - Działacz to osoba, która poświęca swój wolny czas – tłumaczy Tadeusz Wróblewski, prezes Polskiego Związku Kajakowego. - Jego nagrodą jest satysfakcja, że działa w dobrze zorganizowanym stowarzyszeniu, gdzie się go szanuje i wyróżnia. - Polski system sportu jest chory! – oburza się Bogdan Chruściki, komentator sportowy telewizji Eurosport. - Duże pieniądze państwowe wydają ludzie, którzy nie są fachowcami ani od sportu, ani marketingu, ani zarządzania! Niektórzy jednak potrafią promować sport. Robert Korzeniowski i Artur Partyka stworzyli program promocji lekkiej atletyki. Jednak wysoko postawieni działacze zamiast wspierać projekt, robili wszystko, by mu zaszkodzić. - Wielu ludzi było zastraszonych przez osoby piastujące wysokie stanowiska w polskiej lekkiej atletyce – mówi Artur Partyka, olimpijczyk. Grzegorz Jadowski, zawodowy menedżer sportowy wielokrotnie proponował działaczom współpracę polegająca na szukaniu dla nich sponsorów. Niestety, prezesi związków nie kwapili się do współpracy. - Nie dostawałem podstawowych informacji do stworzenia oferty – opowiada Grzegorz Jadowski. - Zdecydowałem, że nie będę pomagać związkom i zająłem się samymi zawodnikami. - Związek nie potrzebuje sponsorów – stwierdza jeden z działaczy. Kolejną rzeczą, która demaskuje działaczy sportowych jest ich zachowanie na Olimpiadach, gdzie reprezentowali nasz kraj. - Codziennie podczas igrzysk odbywały się libacje z alkoholem – wspomina Barbara L., wolontariuszka na olimpiadzie w Atlancie. - Trudno w takich warunkach przygotowywać sportowców. W dodatku nikt nie znał angielskiego czy francuskiego. Reporterka UWAGI! potwierdziła, że żaden z działaczy nie mówił po angielsku. Nie byli przygotowani do kontaktów z obcokrajowcami - nie potrafili się porozumieć. Prezesi, gdy słyszeli obcy język, odkładali słuchawkę telefonu lub rezygnowali ze spotkania.