Ratownik chwycił kobietę za rękę, ale ta mu się wysunęła. Po chwili ogień zaczął wydostawać się z jej okna. Ludzie w osłupieniu patrzyli, jak na dół zjeżdża pusta drabina. Była za krótka, by strażak mógł wyciągnąć z płonącego mieszkania kobietę i jej dziecko. Wszystko zostało zarejestrowane amatorską kamerą wideo. Tragedia wydarzyła się 18 lutego w Oleśnicy. - Jak powiał wiatr, przez dym było ją widać. Stała w oknie i machała rękami – opowiada jeden ze świadków tragedii. Wreszcie kobieta wyszła na okno, na rękach trzymała 13–letniego syna. Wzywała pomocy. Drabina była jednak za krótka. - Ratownik zrobił, co mógł. Chwycił ją za rękę, ale ona mu się wysunęła. Po chwili ogień zaczął wydostawać się z okna – jeden ze strażaków nadal z trudem o tym opowiada. Druga rodzina zaczadziała w innym pomieszczeniu. Zginęli rodzice i dziecko. Pożar najprawdopodobniej zaczął się w mieszkaniu starszego człowieka. Mieszkał na zaadoptowanym strychu. Stare drewno w okamgnieniu zajęło się ogniem. Ludzie z poddasza nie mieli szansy ucieczki korytarzem. Czekali na pomoc przy oknach. Miasto przyznało pogorzelcom zastępcze mieszkania. Nic w nich nie mają. Jednak bardziej od braku wygód męczą ich wspomnienia. I pytania: dlaczego drabina była za krótka, dlaczego strażacy nie mieli ubrań ognioodpornych, dlaczego nie użyto poduszki powietrznej? - Społeczeństwo oczekiwało od nas czegoś innego – mówi łamiącym się głosem jeden ze strażaków. – Każdy teraz myśli, czy można było zrobić coś lepiej. Ale z tym wyposażeniem nie mogliśmy zrobić nic więcej. - Brak pieniędzy nie jest wytłumaczeniem – mówi jeden z ocalałych. – Oleśnica ma tylu mieszkańców i żeby nie było na sprzęt! Trudno opisać widok osoby, która ginie w oknie pełnym ognia.