Z wypompowanych pół roku temu zbiorników wydobywają się opary resztek benzyny. Nieczynna od ośmiu miesięcy stacja benzynowa znajduje się na gruncie należącym do sióstr norbertanek z Krakowa, które kilkanaście lat temu przejęły teren po byłym PGR-ze. Stację benzynową wydzierżawiły przedsiębiorcy Andrzejowi Nodze, który zakończył prowadzenie tam działalności gospodarczej i zwrócił stację siostrom. Okoliczni mieszkańcy wiedzą, że na teren stacji, która nie jest ogrodzona, przychodzą dzieci, m.in. z pobliskiego gimnazjum. Palą papierosy, bawią się. - To tykająca boba w pobliżu szkoły ze 134 dziećmi – mówi Mirosława Czarnota, dyrektorka gimnazjum nr 43 przy ul. Łuczanowickiej w Krakowie. – Nie miałam dotąd świadomości, że to miejsce jest niebezpieczne. Uważałam, że ktoś je zabezpieczył. Strażacy, którzy oglądali stację mówią, że o żadnych zabezpieczeniach nie może tu być mowy – każdy może swobodnie się po niej przechadzać, a otwory do dawnych podziemnych pojemników z benzyną są otwarte. To właśnie do jednego z nich dzieci najprawdopodobniej wrzuciły coś palącego się, co spowodowało wybuch ognia i poparzenie 9-letniej Natalii. Takie zabawy urządzały sobie tam już wcześniej. Ogień buchał na wysokość kilku metrów. Od lata ubiegłego roku nikt się stacją nie interesuje. Siostry norbertanki były zdziwione, gdy dowiedziały się o wypadku i zapewniły, że zabezpieczą teren ponownie. Kierują do firmy, która w ich imieniu odebrała teren. Jej prezes pisemnie poinformowała, że firma nie zarządza stacją. Rzecznik urzędu miasta informuje, że gmina nie może nic zrobić, bo teren jest prywatny. Stacja nadal stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo.