- Bardzo współczułem rodzinie zastępczej na pogrzebie Kacpra. Widać było, że przeżywali śmierć, płakali. Każdego może to spotkać, jeśli jest to sytuacja losowa. Tak przypuszczaliśmy – mówi ks. Krzysztof Stachowski, proboszcz parafii w Żarnowcu. Trzyletni Kacper wychowywał się w Odargowie koło Żarnowca. Rodzina chłopca od kilku lat była pod opieką ośrodka pomocy społecznej. Na początku roku Kacper wraz z czworgiem rodzeństwa został zabrany biologicznej matce. - Według mnie jestem dobrą matką. Wychodziłam z nimi na dwór, siedziałam w piaskownicy. Najbardziej lubiły bajki oglądać. Cała piątka a ja razem z nimi mogliśmy bajki oglądać godzinami. Może zabrali mi dzieci, bo było za biednie. Ludzie potrafili wydzwaniać do ośrodka i głupoty odpowiedzieć, że pijana chodzę, że dzieci są katowane – opowiada biologiczna matka. - Powodem odebrania dzieci była niewydolność wychowawcza. Pouczenia tej matki nie przynosiły efektów. Wyczerpaliśmy wszystkie możliwości pomocy tej rodzinie przyznając asystenta rodzinnego, usługi opiekuńcze, szły wnioski o ustalenie kuratora. Ja zawsze walczyłam, żeby dzieci pozostawały przy rodzicach biologicznych. Udawało się to dotychczas. Jednak w tej rodzinie matka z piątką dzieci nie potrafiła się zmobilizować, by zająć się dziećmi tak, jak powinna zająć się matka – tłumaczy Maria Żebrowska, Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Krokowej. Sąd rodzinny w Wejherowie zgodził się z opinią ośrodka pomocy społecznej i oddał dzieci w ręce Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Pucku, które miało znaleźć dla nich rodzinę zastępczą. PCPR wybrało Annę i Wiesława Cz., świeżo upieczonych rodziców zastępczych. Małżeństwo mieszkało na nowym osiedlu Pucka, ale dla sąsiadów byli niemal obcymi ludźmi. - Oni nigdy z sąsiadami nie rozmawiali. Z dziećmi na podwórku nie bawili się, zawsze z tyłu, za domem. Pewnie wzięli te dzieci dla pieniędzy, zapewne nie mieli za co się spłacać kredytu. On nie miał pracy, ona była na wychowawczym. A takiego domu, jak ten, w którym mieszkają nie stawia się za gotówkę, ani z pensji - uważają Zofia i Bogdan Krepel, sąsiedzi. Za pięciorgiem rodzeństwa poszły pieniądze z powiatowego centrum pomocy rodzinie. W sumie około 7 tys. zł. Dla bezrobotnego małżeństwa był to poważny zastrzyk finansowy. Na początku lipca w domu doszło do tragedii. Według relacji rodziców zastępczych – trzyletni Kacper spadł ze schodów i zmarł w wyniku obrażeń. - Opinia lekarzy była taka, że równie prawdopodobny był wypadek, upadek ze schodów, jak i nie można było wykluczyć, że mógł to być skutek uderzenia pięścią, albo kopnięcia. Ale nie było żadnych innych dowodów, że tam jest przemoc. Mieliśmy zeznania, że tam się dobrze dzieje, że dzieci garną się do rodziców, gdy przychodzą goście, że dzieci się nie boją, bawią się – mówi Piotr Styczewski, Prokuratura Rejonowa w Pucku. Dwa miesiące później w domu doszło do kolejnej tragedii. Zmarła pięcioletnia Klaudia. Mimo zapewnień rodziców zastępczych lekarze uznali, że przyczyną zgonu było pobicie. - Te obrażenia były tak poważne, że nie mogły powstać w skutek upadku, przewrócenia się w wannie. Były zadane z bardzo dużą siłą. Biegli stwierdzili, że jest to działanie ludzkie. W tym przypadku zarzut ma matka zastępca, i to zarzut zabójstwa - dodaje Piotr Styczewski, Prokuratura Rejonowa w Pucku. Sąd aresztował matkę zastępczą na trzy miesiące. Grozi jej dożywocie. Do aresztu trafił także jej mąż. - Najgorsze jest to, że te dzieci prawdopodobnie nie zaznały w swym życiu niczego lepszego. To, że one garnęły się do rodziców zastępczych, chociaż były bite, to prawdopodobnie wynikało z tego, że one nie znały nic innego. One znały tylko bicie i krzyk - uważa Piotr Styczewski, Prokuratura Rejonowa w Pucku. Nadzór nad tym, w jaki sposób rodzina zastępcza wychowuje powierzone jej dzieci, sprawowali pracownicy Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Pucku. Jak to się stało, że ten kilkuosobowy zespół nie zauważył niepokojących sygnałów w tej rodzinie zastępczej? - Ta rodzina zgłosiła się do nas, przeprowadzono procedury jak w przypadku każdej rodziny zastępczej. Przeprowadzano wywiad środowiskowy – mówi Krystyna Piontke, Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Pucku. - Nikogo u nas nie było. U sąsiadów też nie – twierdzą jednak Zofia i Bogdan Krepel, sąsiedzi. Wydarzeniami w Pucku są wstrząśnięci pracownicy Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Krokowej, którzy po raz pierwszy zdecydowali się odebrać dzieci rodzinie biologicznej, bo poprawić ich los. - Oczekiwaliśmy wsparcia tej rodziny, tego, że dzieci będą miały lepiej jak w rodzinie biologicznej. Ufaliśmy, że dzieci będą miały taką opiekę, jaką powinny. Teraz żałuje tej decyzji, ale i tak potwierdzam, że dzieci nie mogły zostać w rodzinie biologicznej – mówi Maria Żebrowska, Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Krokowej. Pozostałą trójkę rodzeństwa PCPR umieściło w innej rodzinie zastępczej. Wkrótce mają być znane ustalenia kontroli w PCPR, które być może wyjaśnią, ile jeszcze niedociągnięć przyczyniło się do tragicznej śmierci dwójki dzieci.