Śmierć Polaka w Kanadzie: Czy prokuratura wznowi śledztwo?

TVN UWAGA! 3638456
TVN UWAGA! 137387
Dzisiaj mija druga rocznica śmierci Roberta Dziekańskiego, który zginął na lotnisku w Vancouver rażony paralizatorem przez policjantów. W ubiegłym tygodniu zakończyły się przesłuchania przed specjalną komisją, mającą wyjaśnić tragedię. Od orzeczenia jej przewodniczącego zależy, czy kanadyjska prokuratura przyjrzy się na nowo zdarzeniom z lotniska i postawi funkcjonariuszy policji w stan oskarżenia.

Komisja sędziego Thomasa R. Braidwooda została powołana po protestach społecznych wywołanych niejasnymi okolicznościami śmierci Roberta Dziekańskiego. Prace komisji trwały od maja 2008 r. i miały zakończyć się w czerwcu tego roku. Tak się jednak nie stało. Na ostatnim czerwcowym posiedzeniu wyszły na jaw nowe dowody, które miały wskazywać, że funkcjonariusze policji zanim zobaczyli Dziekańskiego już ustalili, że użyją wobec niego paralizatora. Dowody te zataiła prawniczka reprezentująca rząd. Postępowanie zostało przedłużone do września. Po wakacjach zostały do wygłoszenia mowy końcowe. Adwokaci policjantów przyjęli jako linię obrony tezę, że Robert Dziekański był alkoholikiem, nałogowym palaczem, cierpiał na nadciśnienie – to wszystko miało ich zdaniem wpływ na jego nerwowe zachowanie i przyczyniło się do śmierci pod wpływem uderzenia paralizatora. - Dziekański już w Polsce zachowywał się dziwacznie i nerwowo, do Vancouver trafił bardzo zmęczony i zdezorientowany – mówił przed komisją David Butcher, obrońca Billa Bentleya, jednego z policjantów. - Jeszcze przed przyjazdem policji, przez około 15 minut, znów zachowywał się dziwacznie i agresywnie. Ta agresja nasiliła się, gdy zagadnął go pracownik ochrony. Przyznaję, że ochroniarz też był napastliwy. Dowody wskazują na to, że Dziekański prawdopodobnie cierpiał na syndrom odstawienia alkoholowego. Nie pozwalało mu to prawidłowo ocenić sytuacji. Jednocześnie wywołało pobudzenie i agresję. Te argumenty zbijali przedstawiciele poszkodowanych – Zofii Cisowskiej, matki Roberta Dziekańskiego, i rządu RP. Powoływali się na zarejestrowane na lotnisku przez przypadkowego pasażera nagranie zajścia oraz ujawnione w czerwcu dowody na planowanie przez policjantów, jeszcze przed akcją na lotnisku, użycie paralizatora. - Wiemy, co pan Dziekański myślał w decydujących chwilach, tuż przed użyciem przez policjantów paralizatora – mówił przed komisją Don Rosenbloom, adwokat rządu RP. - To niecodzienne w sprawach sądowych. Wiemy, bo w tym konkretnym, uchwyconym na filmie przypadku, słyszymy jego ostatnie słowa: ”Zostawcie mnie, zostawcie mnie, zwariowaliście?”. Tak nie mówi człowiek, który zamierza zaatakować policjantów. Tak mówi człowiek przerażony, który zastanawia się, co się dzieje. Nie wie, dlaczego ktoś chce go skrzywdzić. Pełnomocnik Zofii Dziekańskiej wskazywał z kolei na cały szereg wydarzeń, który doprowadził do śmierci jej syna, a do których doszło z winy pracowników lotniska w Vancouver, a potem policjantów, którzy bez potrzeby użyli paralizatora. - Porażenie pana Dziekańskiego w najlepszym wypadku może być określone jako reakcja niedojrzała i paniczna, w najgorszym była to obmyślona z góry napaść – powiedział przed komisją Walter Kosteckyj, adwokat Zofii Cisowskiej. - Słyszeliśmy zeznania, które to potwierdzały. Podkreślam, że od przybycia policjantów na lotnisko do użycia przez nich paralizatora minęło od 24 do 30 sekund. Z zebranych dowodów wynika, że policjanci jeszcze przed dotarciem do Dziekańskiego rozważali użycie paralizatora. Uważam, że działania policjantów były sprzeczne z kodeksem karnym. W ubiegłym tygodniu zakończyły się przesłuchania przed komisją sędziego Thomasa R. Braidwooda. Za kilka miesięcy zostanie opublikowany raport sędziego. Wówczas okaże się, czy prokuratura wznowi śledztwo w sprawie policjantów. Niezależnie od tego matka Roberta Dziekańskiego będzie walczyć w sądzie o odszkodowanie za to, że służby lotniska nie dopełniły swoich obowiązków, a policjanci przekroczyli swoje uprawnienia.

podziel się:

Pozostałe wiadomości